Spis treści
Nowy model Hoka (dawniej: Hoka One One) to but treningowo-startowy na asfalt i inne twarde nawierzchnie. Carbon X 2 – jak podpowiada nazwa – wyposażony jest w płytkę z włókna węglowego, która ma zapewniać wyjątkową dynamikę biegu. Jak zapewnienia marketingowe sprawdzają się w praktyce? Sprawdzamy!
Hoka to marka, która szturmem zdobyła serca biegaczy i zapewniła sobie bardzo silną pozycję na rynku obuwia biegowego. Stało się tak za sprawą innowacyjnego pomysłu: w opozycji do panującej kilka lat temu mody na buty minimalistyczne czy „do naturalnego biegania”, Hoka zaprezentowała produkty o bardzo grubej, mocno amortyzowanej podeszwie. Szybko okazało się, że dodatkowa amortyzacja przypadła do gustu rzeszom biegaczy amatorów, podnosząc komfort biegu i zmniejszając dolegliwości, np. podczas zawodów na dystansach ultra.
Marka stworzyła również mocny team zawodowców, zarówno z biegów ulicznych, jak i trailowych. W ofercie musiały się więc znaleźć produkty dedykowane jak najlepszym osiągom. Taki jest właśnie Carbon X 2, którego premiera odbyła się w styczniu bieżącego roku podczas zorganizowanej przez markę próby bicia rekordu świata na 100 kilometrów.
Era karbonu
Co jakiś czas na rynku obuwia biegowego pojawiają się nowinki skonstruowane w oparciu o technologiczne innowacje. Niektóre okazują się zwykłym chwytem marketingowym bez realnej wartości dla użytkownika, inne faktycznie wnoszą coś do biegu. W ostatnich latach hitem stały się wkładki i płytki z włókna węglowego.
Od wielu lat producenci obuwia biegowego zmagają się z dylematem: czy stawiać na komfort biegu i stosować różne elementy rozpraszające siłę uderzenia nogi o podłoże, czy dbać o dynamikę, która znajduje przełożenie na lepsze wyniki? Popularne buty z bardzo dużą amortyzacją okazywały się nie dość responsywne – energia rozproszona przez miękką piankę była „tracona”, a sam but nie dawał poczucia stabilności. Rozwiązaniem okazała się płytka z włókna węglowego, która usztywnia konstrukcję buta, pozwala na większy zwrot energii i stabilizację. Od około dwóch lat czołowi producenci oferują lekkie buty treningowo-startowe, które łączą niską wagę, delikatną konstrukcję, dużą amortyzację i karbonową płytkę. W tego rodzaju obuwiu Eliud Kipchoge złamał dwie godziny w maratonie i taki jest też omawiany Carbon X 2.
Pierwsze wrażenia, konstrukcja buta
Jednowarstwowa siateczka i zintegrowany język dają wrażenie dobrego dopasowania. W odróżnieniu od wielu innych modeli Hoki te nie okazały się za wąskie dla mnie i nie miałem uczucia ściśniętego śródstopia. Cholewka pozbawiona jest usztywnień, szwów i aplikacji. Z jednej strony zwiększa to komfort, z drugiej każe zastanowić się, czy w połączeniu z grubą podeszwą nie zmniejszy poczucia stabilności i czy noga nie będzie poruszać się w bucie, szczególnie na boki. Na szczęście wnętrze buta jest dobrze zaprojektowane, na kształt łódeczki, a cholewka mimo delikatnej konstrukcji naprawdę dobrze trzyma stopę – nie miałem żadnych zastrzeżeń do stabilności.
Podeszwa wykonana jest z bardzo lekkiej i dobrze amortyzującej pianki. But ma 5 mm dropu, grubość podeszwy wynosi 32 mm pod piętą i 27 mm pod śródstopiem. W podeszwę wbudowana jest płytka z włókna węglowego, która usztywnia but i daje większy zwrot energii, czyli dynamikę.
Podeszwa zewnętrzna pokryta jest gumą praktycznie pozbawioną bieżnika. Oznacza to, że w terenie znacznie zmniejsza się przyczepność. Na mokrym asfalcie Carbon X 2 trzyma dobrze, choć bez rewelacji.
Dalsze testy
W testowanej parze pokonałem około 300-400 kilometrów. Ani razu nie doświadczyłem otarć, pęcherzy czy dyskomfortu. Buty są bardzo wygodne i dobrze współpracują ze stopą. Co bardzo ważne, wydaje się, że producent zadbał o jakość użytych materiałów, szczególnie jeśli mowa o wytrzymałości. Najczęstszym zastrzeżeniem wobec butów Hoka była niska trwałość cholewki i powstające dość szybko przetarcia. W tej chwili moja para nie zdradza najmniejszych uszkodzeń. Z kolei bolączką butów z bardzo dużą amortyzacją (różnych producentów, nie jest to związane z konkretną marką) jest szybka utrata własności amortyzujących, jakby pianka się uklepywała. Tego rodzaju zarzuty dotyczą szczególnie tzw. superbutów – czyli startówek o grubej podeszwie i z wkładką karbonową. Nie stwierdziłem żadnej utraty właściwości w tym względzie.
Do rzeczy – czy karbon działa?
Powyższe pytanie jest kluczowe dla użytkowników, ponieważ ten element stanowi o wyjątkowości buta, jak również o… jego wysokiej cenie.
Pamiętajmy o logice stosowania wkładki karbonowej: ma ona zapewnić większą sztywność i dynamikę lekkiego, a jednocześnie amortyzowanego buta, przeznaczonego w szczególności do startów, ewentualnie szybkich treningów. Taki but ma pozwolić najlepszym zawodnikom uzyskać jak najlepszy wynik.
Mając na uwadze powyższe, nie ma co spodziewać się odczuwalnego efektu karbonu przy wolnym biegu. Oczywiście pojęcie „wolnego biegu” będzie dla każdego oznaczało co innego, natomiast ogólna zasada się nie zmienia: but pozwala na lepszy zwrot energii magazynowanej podczas fazy podporu, a więc im mniejsza jest ta energia, tym mniejszy zwrot. Przy spokojnym biegu nie czuję żadnego efektu wkładki z włókna węglowego. But pozostaje lekki i wygodny, natomiast nie ma żadnej różnicy względem innych lekkich i wygodnych butów.
Cała magia dzieje się przy szybszym biegu, co dla mnie oznacza prędkości ok. 4 min/km. Wtedy różnica jest niewątpliwie odczuwalna. Wrażenia są bardzo przyjemne: lekkie, miękkie lądowanie, po którym następuje mocny wyrzut w górę i w przód – czyli to, o czym wszyscy marzymy: wrażenie „fruwania”. Dodatkowo po mocnych, szybkich treningach mam mniej zmęczone nogi, a więc szybciej się regeneruję i jestem gotowy do kolejnej mocnej sesji.
Podsumowanie
Hoka Carbon X 2 nie jest butem dla każdego i nie nadaje się do wszystkich zastosowań. Nie przyda się w terenie i raczej nie sprawdzi się jako podstawowy but treningowy. Przyda się jednak jako but do zastosowań specjalnych: na szybkie treningi oraz zawody, szczególnie dla szybszych biegaczy oraz tych, którzy mają duże obciążenia treningowe i pragną w każdy możliwy sposób zapewnić sobie jak najlepsze warunki treningu, i co ważne: są gotowi za to zapłacić. Do takich zadań testowane buty nadają się świetnie. Warto zaznaczyć, że pozbawione są wad charakterystycznych dla tego typu obuwia specjalistycznego.
No to co, „time to fly”?