Cześć Dominika. Chciałabym z Tobą porozmawiać o Twoim szczęściu, jakie wybiegałaś sobie 10 kwietnia w Rzymie. Maraton z czasem 2:43:53, 5 miejsce i tytuł pierwszej Polki na mecie – to dla kobiety nie lada wyczyn, choć nie wiem czemu, ale mam poczucie, że w Twoim przypadku była to przysłowiowa “bułka z masłem”. Dominika kojarzy mi się bowiem z silną, wytrzymałą babką, ale i przede wszystkim osobą niezwykle predysponowaną do szybkiego biegania. Warto tu wspomnieć, że jesteś amatorką, ale czy na pewno – o tym będziesz mogła sama opowiedzieć, bo to aż niewiarygodne co wyczyniasz na trasach. Poza tym odnoszę wrażenie, że chowasz po kieszeniach duży zapas mocy, którą stopniowo nam dawkujesz. Jak bowiem wytłumaczyć 7 ostatnich maratonów zakończonych 7 życiówkami?!
Cześć Gosiu. Na wstępie podziękuję za miłe słowa. I od razu zacznę od tego, że jestem amatorką nie zawodowcem, ale na pewno nazwałabym siebie „wyczynowcem”. Sport nie stanowi mojego źródła utrzymania, aczkolwiek zdarza się wygrać jakieś pieniądze, czy wartościowe nagrody. Na pewno jednak, nie skupiam się na tym. Nie muszę wybierać biegów pod kątem „opłacalności” – jadę i biegnę, tam gdzie chcę.
Małgorzata Nowak: Chciałabym zacząć od pytania “Jak Ty to kobieto robisz?!”, ale jeszcze się wstrzymam. Powiedz na początek – czy już dałaś sobie czas na odpoczynek, emocje opadły i działasz dalej czy jeszcze spijasz śmietankę radości? (Rzym, 10 kwietnia 2016r.)
D.S Zdecydowanie skupiam się już na kolejnych celach. Przede mną już za kilka dni MP w maratonie górskim i Wings For Life, 8 maja (biegnę w Australii).
M.N Nie każdy czytelnik zna Twoją osobę, czy możesz powiedzieć nam kim jest Dominika Stelmach, co robi na biegowych trasach i od czego zaczęła się jej przygoda ze sportem?
D.S Hmm… zacznę od początku, czyli od tego, że od urodzenia byłam ruchliwa. Na tyle, że gdy skończyłam 4 lata, rodzice zapisali mnie na łyżwy i balet. Poszłam do szkoły sportowej i bardzo wcześnie przesiąkłam reżimem treningowym. Niestety dyscyplina nie była zbyt dobrze dobrana do mnie… Z punktu widzenia sportowego – super, niestety za elementy artystyczne… ach, ja chciałam tylko skakać, kręcić piruety, a nie wczuwać się w muzykę…
Po zakończeniu „kariery” chciałam biegać. Niestety źle trafiłam (z moim 161 cm wzrostu i wówczas 38kg wagi) skierowano mnie na płotki. Jak sobie możesz wyobrazić byłam mistrzynią treningu (rozciągnięta, sprawna), no ale już na zawodach przegrywałam z prawdziwymi sprinterkami. Cóż… to spowodowało, że na pewien czas pożegnałam się ze sportem (tzn. jeździłam konno, wspinałam się, pływałam, etc. ale nic na poważnie, czysta rekreacja).
M.N Rozwiej proszę nam wątpliwości – gdzie powinniśmy Ciebie przyporządkować – czy reprezentujesz amatorów czy zawodowców? Sama mówisz, że nigdy nie biegałaś zawodowo, a jednak w 2011 zostałaś Mistrzynią Polski w Długodystansowych Biegach Górskich czy 21-szą na Mistrzostwach Świata. Wytłumacz proszę jak to czytać?
D.S Tak jak wspomniałam na początku – uważam się za wyczynowca. W definicji, która moim zdaniem najlepiej określa, kto jest kim: „zawodowiec to osoba, która żyje ze sportu, amator traktuje sport jako wyzwanie czysto rekreacyjne, natomiast wyczynowiec realizuje plan treningowy, osiąga sukcesy, ale przychody uzyskane ze sportu stanowią jedyne nieznaczną część jego dochodów”.
M.N Wiemy już, że siłę jaką masz w nogach budowałaś na pofałdowanych trasach, skąd zatem ten przeskok na asfalt i teraz działanie na tych dwóch polach? Która z opcji jest Ci bliższa i czym wg Ciebie się one różnią (bo, że wszystkim, to wiemy)?
D.S Hmm… na co dzień biegam w mieście – dlatego asfalt jest mi bliski, gdy tylko mogę uciekam w góry. Tu nie ma jakieś niespójności, wszystko sprawa mi frajdę. Fajnie biegać szybko na asfalcie… Najfajniej w górach. Ale w górach jest relatywnie łatwo. Góra-dół, pracują różne mięśnie, można bez większego przygotowania osiągać przyzwoite rezultaty. Na asfalcie tak się nie da…
M.N Zanim przejdziemy do Rzymu – powiedz nam w końcu – Jak Ty to robisz?! Czy urodziłaś się z motorem w nogach czy sukcesywnie, swoją ciężką pracą składałaś maszynę do biegania? Jak wygląda Twoja codzienność nad utrzymywaniem tak znakomitej formy, która w dodatku rośnie z zawodów na zawody? Czy zdradzisz nam jak wygląda Twój standardowy tydzień treningowy?
D.S Moja przygoda z bieganiem trwa już relatywnie długo (zaczęłam w 2004 roku od Półmaratonu w Łodzi). Progres jest stały, ale przechodziłam już momenty zwątpienia. Zawsze ratowało mnie to, że ja po prostu KOCHAM biegać. I tego nikt mi nie odbierze.
Standardowy tydzień. Poniedziałek – piątek biegam rano – nie wcześniej niż o 5:30, nie później niż o 7-dmej. Nie dłużej niż 90 minut, standardowo około godziny, w weekendy znacznie więcej i dłużej. Biegam i chodzę na spinning. Po każdym treningu core stability w mojej wersji. Niektórzy wiedzą o co chodzi, ale to mój patent.
M.N Po Rzymie dziękowałaś swojemu trenerowi, z którym pracujecie razem od grudnia. Powiedz – czy to oznacza, że wcześniej byłaś trenerem dla samej siebie?
D.S Tak, dotychczas trenowałam się sama. Czasami czerpałam z porad innych, przez pewien czas korespondencyjnie przygotowywałam się z Michałem Jaroszem (do 2:48 w maratonie). Przez ostatnie 4 lata wszystko robiłam sama, według własnego planu-nieplanu.
M.N Czy łatwo rozpisywać sobie treningi i trzymać się założeń? Czy wybór takiego kierunku nie powoduje, że ma się trochę obawy o ewentualnie stracony czas, jeżeli okazałoby się, że w planie popełniane są błędy? Dodatkowo, w jakim kierunku się szkolić i nie dostać rozdwojenia jaźni, gdy treningi do biegów ultra i do maratonów różnią się od siebie. Powiedz czytelnikom – czy da się to pogodzić?
D.S Nie ma recepty. O maratonach napisano wiele, przeanalizowano różne szkoły treningowe, a biegi ultra są w dalszym ciągu praktycznie niezbadane. Ja uważam, że nie trzeba biegać dużo, żeby osiągać sukcesy w ultra. Trzeba tylko odpowiednio dozować akcenty, żeby nauczyć się biegać na dużym zmęczeniu relatywnie szybko.
M.N Wspomniałaś także, że byłaś na trasie jedyną biegaczką z czołowej ósemki bez „zająca”. Uważasz to za plus czy minus? Rzymska trasa podobno nie jest najłatwiejszą…
D.S To była przygoda… etap w przygotowaniu do Wings For Life… Nie był to bieg, który kosztował mnie strasznie dużo, pobiegłam bardzo zachowawczo, zrobiłam swoje. Z drugiej strony ciężko byłoby mi pobiec znacznie szybciej na tej trasie, przy tych warunkach pogodowych.
M.N Opowiedz nam proszę trochę o samym biegu. Czy od samego początku czułaś, że to jest Twój dzień, jak podeszłaś do startu – spinałaś się na czas czy noga była lekka i poszłaś na żywioł?
D.S Ewidentnie nie był to mój dzień, od 2 tygodni zmagałam się z przeziębieniem, byłam przemęczona (praca, praca, praca – na wiosnę w mojej branży jest ciężko). Wiedziałam jednak, że jestem przygotowana, że mam po prostu biec.
M.N Czy miewasz momenty kryzysu podczas zawodów? Co wtedy robisz, co myślisz?
D.S Miewam. Ale raczej nie na długich dystansach… najczęściej chcę zejść z trasy w biegach na 5-10 km… Ale biegnę dalej, bo każdy bieg to kolejna lekcja, to najlepszy trening. Nikt nie jest w idealnej dyspozycji przez cały rok. U mnie zdarzają się choroby dzieci, jakieś problemy w pracy – i od razu biegnie się słabiej.
M.N Jak skomentowałabyś organizację maratonu w Rzymie, atmosferę w blokach startowych, komunikację na trasie pomiędzy zawodnikami (jeżeli taka w ogóle istniała), klimat na mecie, a także wsparcie kibiców?
D.S Hmm… najsłabszy element to słaby angielski u Włochów…. Ale atmosfera wspaniała, kibice cudowni! Trasa… podobno najładniejsza w Europie…
M.N Dominiko, bez wątpienia masz figurę biegaczki. Zapewne niewiele musisz działać, aby ją utrzymać – treningi robią to za Ciebie. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że odpowiednie odżywianie i nawadnianie są kluczem do sukcesu. Czy przywiązujesz do nich wagę, odpowiednio komponujesz posiłku, dbasz o tę formę regeneracji?
D.S Aj, to temat na inny wywiad…
M.N Kontynuując temat regeneracji. W jaki sposób dbasz o swoje ciało, aby stale działało na najwyższych obrotach. Swojego czasu wspominałaś, że dzień bez biegania to dzień stracony – czy rzeczywiście regeneracja w Twoim przypadku jest po prostu biegiem?
D.S Rolluję się. Co jakiś czas staram się korzystać z fizjo. Śpię bardzo mało. Dzieciaki już o to dbają… bieganie mnie regeneruje… tak.
M.N Przypomnijmy także, że rok temu zostałaś polską liderką Wings For Life World Run. Czy tegoroczna edycja, która już lada chwila, jest Twoim głównym celem na ten rok czy sięgasz dalej i planujesz zaskoczyć nas czymś innym?
D.S Główny cel na pierwszą połowę roku to WFL, ale w drugiej planuję poważny zamach na rekord na 100km. W 2015 przebiegłam 70km, potem to już był prawie marsz, a mimo to osiągnęłam jakiś tam przyzwoity rezultat, choć bez szału. Teraz zamierzam biec, poważnie biec!
M.N Możemy także dodać, że jesteś kobietą czynną zawodowo, jesteś Brand Managerem w firmie Adidas, co niewątpliwie potrafisz wykorzystać do szlifowania swojej pasji. Czy uważasz, że sprzęt ma dla biegacza duże znaczenie? Czy przywiązujesz do niego wagę i korzystasz z najnowszych nowinek technicznych?
D.S Oczywiście. Sprzęt ma wielkie znaczenie. Nie chodzi o to, żeby mieć wszystko najdroższe i najnowsze, ale musimy dobrać sprzęt pod siebie! Adidas na szczęście ma tak szeroką ofertę, że zadowoli większość użytkowników! Pamiętajmy jednak, że sprzęt jest ważny – źle dobrane buty mogą spowodować, że nie ukończymy maratonu czy nawet krótszego biegu.
M.N Dominiko, na koniec o najważniejszej roli w Twoim życiu – jesteś mamą. Powiedz naszym czytelniczkom – jak pogodzić swoje domowe obowiązki z treningami biegowymi, aby dwie strony były zadowolone? Jak rozplanować sobie dzień, aby nie mieć poczucia winy, że coś dzieje się kosztem dzieci?
D.S Łatwo nie jest. Druga część dnia jest dla dzieci. Dlatego muszę biegać rano. Teraz, gdy dzieciaki są starsze jest znacznie łatwiej, mogę je zabierać ze sobą na różne biegi. To najlepsi kibice.
M.N I już na sam koniec – jak oceniasz kobiety – biegaczki?
D.S Nie oceniam. Cieszę się, że więcej kobiet biega. Niezależnie od powodów.
M.N Chciałabym zaprosić Cię do zabawy “pieprz czy sól”.
trening o świcie czy późną nocą
teren czy asfalt – ale asfalt też lubię
ścigać się czy robić swoje
na tempo czy na tętno
szybkie akcenty czy długie wybiegania – kiedyś zdecydowanie długie wybiegania
rozgrzewka czy rozciąganie
w spódniczce czy w spodenkach
węglowodany czy białko
izotonik czy piwo – jedyna łatwa odpowiedź
mięso czy rośliny – nie ma odpowiedzi “czekolada”…
Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na trasach!
Dziękuję!