fbpx
Relacje

8. Półmaraton Warszawski okiem kobiety

Wiele polemik toczy się na temat - warto czy nie warto korzystać z wiedzy instruktorów. Krążą opinie, że to przesada i fanaberia, a biegać może każdy.
8 polmaraton warszawski okiem kobiety

Wiele polemik toczy się na temat – warto czy nie warto korzystać z wiedzy instruktorów. Krążą opinie, że to przesada i fanaberia, a biegać może każdy bez używania drogich gadżetów i sztabu specjalistów. I tu się zgadzam. Jednak pytanie, jakie należy sobie najpierw zadać, aby później móc oceniać innych – to to, jaki ma się cel? Jest to kluczowa sprawa i dopiero znalezienie odpowiedzi pozwala na zabranie głosu w dyskusji.

Sezon biegowy 2013 oficjalnie rozpoczęty. Jeszcze czuję pulsujące mięśnie pośladków i próbuję okiełznać nieposkromiony apetyt, a już marzę o kolejnym starcie. Długo jednak nie będę musiała czekać, bo przecież właśnie się rozkręcamy.

8. Półmaraton Warszawski był dla mnie wielką niewiadomą. Organizacyjnie wszystko zaplanowane i zrealizowane zgodnie z założeniami. Liczna rzesza pasjonatów zjawiła się pomimo mrozu i chłodu, bo kocha biegać. Wystartowali, bo tradycja Fundacji Maraton Warszawski jest starsza niż wiek niejednego uczestnika i wzięcie udziału we wspólnym święcie jest już prawie jak pochód pierwszomajowy wielkiej rodziny.

Poza jednym wyjątkiem.

Nie udało się okiełznać pogody, która nie odpuszczała i walczyła do ostatniej chwili. Dobry przykład zawziętości i konsekwencji. Zagwozdka, w co się ubrać, była kluczowym punktem programu. Oczywiście na cebulkę, jednak z ilu warstw powinna się ona składać, to kolejne pytanie. Położone kilkadziesiąt metrów dalej od linii startu miasteczko biegowe nie zaludniło się jak być mogło, a wystarczyłoby kilka stopni więcej, aby po biegu urządzić wielki piknik. Niemniej z 13 200 oficjalnie zapisanych, 10 142 osób ruszyło na trasę, a 10 074 ukończyło bieg w wyznaczonym limicie czasowym.

Przyczyną mojej niewiadomej odnośnie wyniku było 3K, czyli trzy małe kruczki. Kontuzja, kolka, kobiece sprawy. Wrzucone do jednego wora utworzyły całkiem pokaźne stado sępów, bezlitośnie żerujące na sile i energii zawodnika. Ale bez paniki. Osiągnięty wynik jest wielce satysfakcjonujący i przede wszystkim dobrze rokuje na przyszłość. W końcu zająć 54 miejsce wśród kobiet to nie ujma, a raczej duma i choć po raz pierwszy przyszło mi startować w kategorii K30 – radość jest ogromna.

Co jednak zasługuje na największe zainteresowanie podczas tych zawodów?

Fakt istnienia funkcji pacemakera. Mateusz Jasiński, który na co dzień jest moim trenerem, na czas półmaratonu przyjął funkcję osobistego prowadzącego.

Wiele polemik toczy się na temat – warto czy nie warto korzystać z wiedzy instruktorów. Krążą opinie, że to przesada i fanaberia, a biegać może każdy bez używania drogich gadżetów i sztabu specjalistów. I tu się zgadzam, jednak pytanie, jakie należy sobie najpierw zadać, aby później móc oceniać innych – to to, jaki ma się cel? Jest to kluczowa sprawa i dopiero znalezienie odpowiedzi pozwala na zabranie głosu w dyskusji.

Na własnym przykładzie, bo w pełni sprawdzonym i wiarygodnym – gdy biegałam pasyjnie oglądając drzewa dookoła i śpiewając razem z ptakami, wszystko było ustabilizowane i przewidywalne. Te same trasy, te same dystanse i prędkości. Monotonia – piękna, bo wypływająca z serca i miłości, jednak ciągle niezmienna. Klepanie kilometrów i brak jakiegokolwiek rozwoju. Osiąganie za każdym razem tego samego pułapu i trwanie w tym stanie latami.

Czy przeszkadzało mi to – a skądże! Radość przeogromna. Stare, wytarte buty, zwykła koszulka i w długą. Z jednej strony duma biegacza, którą posiada każdy sportowiec i do której należy głośno się przyznać. Stan umysłu mówiący o sile charakteru wynoszącej nas ponad życie statystycznego Nowaka – kanapowca.

8 pol war 1

Z drugiej strony nic nadzwyczajnego – przyzwyczajenie, którego także nie należy się wstydzić, bo ile razy po prostu się nie chce i trzeba prowadzić debaty z samym sobą o zaletach i wadach wyjścia akurat dzisiaj na trening.

Właśnie – samo słowo trening nie pojawiało się na moich ustach. Chodziłam najnormalniej w świecie, pobiegać. W takim przypadku pacemaker wiele by na mnie nie zarobił, buty z samonapędzającymi podeszwami straciłyby pewnie swoją magiczną moc, a obszyta złotą nitką koszulka tak samo byłaby mokra, jak ta wypłowiała od słońca.

Samowystarczalność.

Punkt zwrotny nastąpił po minięciu kolejnej mety maratonu i uświadomieniu sobie, że osiągane czasy, choć każdy lepszy od poprzednich, nadal oscylują w podobnych granicach. Złapany bakcyl, uzależnienie od przedstartowej adrenaliny i haj biegacza podczas święta, jakim są każde zawody – dały do myślenia. Sama nie dam rady. Nie znam się, nie wiem jak, nie potrafię ocenić, na jakim jestem etapie i jak powinnam biegać, aby być lepszą.

Nie o 5 minut, ale o godzinę czy półtorej!

Wiedziałam, że tu potrzebna jest pomoc.

Przemyślałam sprawę wielokrotnie i marzyłam o trafieniu na odpowiednią osobę. Tak. Miała to być fizyczna osoba, która przeanalizuje mój organizm i będzie w stanie wyciągnąć właściwe wnioski, a także rozpisać plany treningowe skrojone właśnie dla mnie. Nie chciałam wrzucenia do worka schematów. Chciałam indywidualnej lekcji lepszego biegania. Czy to fanaberia? Moim zdaniem nie. Dlaczego? Ponieważ każdy organizm jest inny i dobranie odpowiednich bodźców treningowych pod konkretnego zawodnika jest kluczem do rozwoju. Można próbować samemu, jednak droga dojścia do celu może znacznie się wydłużyć, a sam cel nigdy nie zostać osiągniętym.

Znalezienie odpowiedniego trenera jest jak poszukiwanie specjalisty wśród lekarzy. Nie zawsze wypucowana, rażąca biel sterylnego gabinetu, gdzie wizyta kosztuje całą pensję przeciętnego Kowalskiego jest lepszą od małego biznesu wynikającego z prawdziwej miłości do zawodu, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Zrozumienie drugiego człowieka i trafienie w ręce osoby, której się chce i która rozumie słowo pasja – jest na wagę złota.

Mateusz Jasiński jest człowiekiem niewielkiego wzrostu i niewielu lat. Dlaczego to takie ważne? Bo mnóstwo osób nie docenia siły młodego pokolenia. Wielu uważa, że ktoś bez siwych włosów na skroni nie ma jeszcze poukładanych priorytetów i nie jest w stanie sprawnie zarządzać swoim życiem, a co dopiero życiem i pasją drugiej osoby. Błąd. Odpowiedzialność, wiedza, podejście, a przede wszystkim zaangażowanie i prawdziwa chęć doskonalenia na gruncie trenerskim – moim zdaniem są wystarczające, abym mogła mu zaufać. Zresztą nie tylko ja. Uczestnicząc w treningach grupy męskiej i biegnąc obok profesorów i nauczycieli – nie ma konwenansów. Mały, wielki człowiek rozstawia po kątach o kilka lat starszych od siebie biegaczy i nikt nie ma mu tego za złe.

Co najważniejsze – każdy mu dziękuje.

Z tym chyba trzeba się urodzić.

8 pol war 2

Nigdy do tej pory nie było mi dane gonić królika zwanego zającem, ale doświadczenie powrotu na autopilocie mam już w swojej biografii zaliczone. Taką właśnie mieszanką określiłabym funkcję pacemakera. Mylny jest fakt, że to on biegnie za ciebie. Praca i wysiłek włożony w bieg jest od początku wrzucony na wyższy poziom, a zapodawane tempo wręcz rozkazem. Nie ma zmiłuj się, nie ma przebacz. Zaufanie. Niemniej jest to duże wsparcie psychiczne i punkt zaczepienia, który ciągnie niewidzialną siłą do przodu i każe biec szybciej i szybciej. Coś w tym naszym umyśle jest takiego i prawdę głoszą slogany, że prawdziwą siłą jest siła charakteru, a wszystko leży w mocy umysłu.

Chcąc streścić te półtorej godziny niedzielnego biegu muszę się zastanowić. Naprawdę mam wrażenie amnezji i upływu czasu w mgnieniu oka. Zdaje mi się, że już po pierwszych kilometrach nie czułam komfortu i wiedziałam, że dzisiaj nie jest to ten dzień. Miałam biec za lub obok Mateusza i tak też czyniłam starając się bardzo go nie wyprzedzać (żart). Jedno, co pamiętam, to zakaz rozmowy.

W końcu trener mógł się nagadać, a ja musiałam potulnie słuchać. Głupot nie wygadywał, ale motywował opisując sytuacje dookoła, że teraz miniemy tego pana, a tamtą dziewczynę musimy przegonić. Gdy złapała mnie kolka poinformował bezlitośnie, że nie tylko mnie boli. Cóż za współodczuwanie! Oczywiście to jego silna i mocna strona, ale jest i druga – bardziej ludzka. Opieka, wiara i komplementy na trasie były nieocenionym wsparciem.

Finisz natomiast to jeden wielki krzyk i gdybym była w stanie logicznie wówczas myśleć, spaliłabym się ze wstydu, że pozwalam sobie na takie traktowanie. Mateusz stanął na wysokości zadania, a nawet przeskoczył siebie, bo jego wrzaski podłapali kibice, którzy razem z nim mnie – mówiąc wprost – opieprzali.

Było cudownie!

Kocham biegać, chcę szybciej, chcę więcej!

Bieganie stylem życia.

Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

Total
0
Shares

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Poprzedni wpis
Kinesiology Taping – leczenie 24h/dobę
Następny wpis
Zrozumieć ciało biegacza - cz. 3
Opinie

Dołącz do takich jak Ty!

Dołącz do ludzi takich jak Ty, którzy już nam zaufali i zostali biegaczami!

  • Podczas 10 tygodni udało mi się poprawić bazę tlenową z 32 do 35, znaleźć swoją odskocznię od trudności życia codziennego bez szwanku dla zdrowia  i jestem przekonana, że nie zrobiłabym tego bez programu Od zera do runnera przy nieocenionym wsparciu naszej grupy na Discordzie.
    Urszula - od zera do runnera

    Urszula

    Suwałki
  • Już miałem rzucić bieganie. Chciałem dać sobie z nim spokój, ale trafiłem do Was. Powiedziałem sobie spróbuję jeszcze raz od zera i okazało się, że to strzał  w dziesiątkę. Po marszach  bóle minęły, a co najważniejsze czuję w tych miejscach  włożoną pracę na treningach.
    IMG 20241026 230234 scaled e1730212654169

    Edward

    Ryczywół (wielkopolskie)
  • Program bardzo mi się podoba. Zachęciło mnie to że trwa 52 tygodnie (przerobiłam już kilka programów typu “przebiegnij 5 km w 5 tygodni” i zawsze na początkowych etapach się wypalałam – po prostu to była zbyt intensywna aktywność niedostosowana do moich możliwości). A w tym przypadku to rozłożenie intensywności wydaje mi się kluczowe.
    Marta OZDR

    Marta

    Warszawa
plany treningowe

Masz pytania? Mamy odpowiedzi.

Poniżej znajdziesz odpowiedzi na najczęściej pojawiające się pytania dotyczące biegania.

Ile biega amator?

Wyjdźmy od tego, aby ustalić, kto to jest amator.

Amator to każda biegająca osoba, która nie żyje z biegania. A więc i ta, która dopiero zaczyna, jak i ta, która biega 2:30 maraton. Różne również będą treningi tych osób. Ten, który zaczyna biegać, będzie 10-15 kilometrów tygodniowo, a bardzo zaawansowany biegacz może przekraczać i 150 na tydzień.

Ile powinno się biegać na początku?

W pierwszych tygodniach staraj się nie biegać więcej niż od około 8 do 15 kilometrów tygodniowo z podziałem na 3 lub 4 jednostki treningowe. Z czasem, gdy poczujesz się silniejszy i sprawniejszy stopniowo wydłużaj kilometraż.

Jak oddychać w czasie biegu?

Polecam Ci książkę Tlenowa przewaga, gdzie jest bardzo dobrze udokumentowane, dlaczego powinno oddychać się nosem w trakcie biegania, spania i dowolnej innej aktywności fizycznej.

Więcej przeczytasz także w naszym artykule “Jak oddychać podczas biegania?

Jak przebiec swoje pierwsze 5 km?

Gorąco Cię zachęcam do wybrania planu treningowego dla początkujących i trenowania zgodnie z jego wytycznymi. Może sprawdzić się plan https://treningbiegacza.pl/artykul/plany-treningowe-na-5km-z-dodatkowa-aktywnoscia-i-silownia

    Ile powinno się biegać na początku?

    Zakładam, że jeszcze nie biegasz i dopiero chcesz zacząć. Gorąco polecam Ci zapisanie się do naszego newslettera, aby otrzymać roczny plan treningowy dla początkujących.

    Link do zapisu.

    Jak zacząć biegać od zera?

    Na początku oceń swój stan. Podejdź do tego bardzo świadomie i odpowiedzialnie, aby nie zrobić sobie krzywdy. Kiedy ostatnio podejmowałeś ostatnią aktywność fizyczną, ile ważych i ile masz wzrostu. Czy Twoje BMI jest w normie, czy raczej mocno odbiega od normy.

    Gdy będziesz w stanie określić swój stan, łatwiej Ci przyjdzie wybór odpowiedniego planu treningowego. W zależności od swojej obecnej formy wybierz taki, który będzie delikatnym wyzwaniem, ale nie będzie sprawiać, że po każdym treningu będziesz wracać do domu półprzytomny. Link do planów treningowych.

    Jak zacząć biegać, gdy się nie ma kondycji?

    Powoli i bez pośpiechu. Kondycja przyjdzie sama, pod warunkiem, że nie będziesz przeciążać swojego organizmu, który ma swoje limity.

    Zacznij od marszobiegu. Minutę idź, minutę biegnij. Powtórz to 7-10 razy na jednym treningu i wykonaj taki trening 3 razy w tygodniu przez najbliższe 5 tygodni. Bardzo szybko dostrzeżesz pozytywne objawy poprawy kondycji.

    Jakie tempo biegu dla początkujących?

    Adekwatne do Twojej obecnej kondycji. Jeśli nie jesteś w stanie biec bez przystanku i zaczerpnięcia tchu przez minutę, to bez sensu jest gnanie na łeb na szyję. Obierz takie tempo, aby swobodnie przy tym móc rozmawiać. Nazywa się to tzw. tempem konwersacyjnym. Jesteś w stanie biec i coś tam przy okazji mówić. Jeśli od razu brakuje Ci tchu w płucach, zwalniasz.

    Na początku nawet nie przejmuj się jednostkami typu 5 min/km, czy 25 sekund na 100 metrów. Na to przyjdzie czas.

    Masz pytania?

    Napisz do nas

      Czy mój wpis Ci w jakiś sposób pomógł?

      Kliknij gwiazdkę, aby ocenić artykuł!

      Średnia ocena 0 / 5. Liczba głosów: 0

      Jak dotąd brak głosów! Bądź pierwszą osobą, która oceni ten artykuł.

      Rozpocznij przemianę od Zera do Runnera w drodze po zdrowe życie.
      Dołączam do programu