Bieganie zajmuje dużo czasu – to fakt i nie ma sensu się z nim przepychać. Nieważne czy planujemy starty w ciągu całego sezonu, czy stronimy od zawodów i tak kilka razy w tygodniu wychodzimy poświęcić kilkadziesiąt minut na przebieranie nogami. Nieważne czy podchodzimy do sprawy naukowo i czytamy wszystko, co dotyczy biegania i wpadnie nam w ręce, czy jesteśmy wyluzowani i zdajemy się głównie na własne samopoczucie, tak czy owak myśli o bieganiu to kolejne minuty wyrwane z kalendarza. Wszystko to nie stanowiłoby najmniejszego problemu, gdyby nie jedno – czas poświęcony na bieganie i sprawy z nim związane odbijają się często na naszych relacjach w związku. Sprawa nabiera jeszcze większej wagi, gdy nasza druga połówka nie podziela biegowej pasji.
Podobno pod latarnią jest najciemniej…
Rozwiązywanie problemu najprawdopodobniej zaczniemy od jego bagatelizowania. W końcu jak to możliwe, że bieganie stanowi problem? Mógłbyś przecież w tym czasie chodzić z kolegami po pubach, odchudzać portfel na zakupach lub leżeć godzinami na kanapie przed telewizorem, a ty prowadzisz aktywny tryb życia, zainteresowałeś się nawet zdrowym żywieniem! Takie argumenty jednak szybko okazują się niewypałami. Oczywiście sport jest zdrowszym zajęciem niż szwendanie się po klubach i nasza druga połowa będzie bardziej zadowolona z naszej sportowej sylwetki niż z mięśnia piwnego, ale czas jest tylko jeden i wszystkie zajęcia musimy sensownie upchnąć w swoim kalendarzu.
Nie lepszym rozwiązaniem okaże się próba „znalezienia czasu na wszystko”. Zapalony tym pomysłem zaczniesz wykazywać, z jaką łatwością przychodzi ci organizowanie wszystkich zajęć w tygodniu. W kalendarzu wypiszesz kolejne punkty, które z dokładnością szwajcarskiego zegarka będziesz wypełniał tak, by zarówno na pracę/szkołę, bieganie, jak i związek, znalazła się odpowiednia ilość czasu. Jednak to wszystko dobrze wygląda wyłącznie na papierze. Nietrudno sobie wyobrazić, że jeden poślizg w planie sprawi, iż całość posypie się niczym kostki domina. Korek w drodze powrotnej z pracy skróci ci trening, dłuższe wybieganie sprawi, że wspólną kolację trzeba będzie przełożyć na inny dzień, lenistwo przy dobrym filmie skutecznie odciągnie cię od biegania. Takie drobnostki z czasem wzmogą frustrację obu stron i znowu wrócimy do punktu wyjścia.
Być może przejdziecie przez jeszcze inne etapy, w końcu ludzka wyobraźnia nie zna granic, ale prędzej czy później dojdziecie do jednego wniosku – może warto spróbować połączyć wspólne spędzanie czasu z bieganiem? Nawet jeżeli druga połówka nie odwzajemni naszej pasji, to jeden czy dwa treningi w tygodniu każdemu wyjdą na dobre, a przy okazji będzie to czas spędzony razem. Jednak to rozwiązanie też ma swoje wady i od ich ewentualnej eliminacji będzie zależało jego powodzenie.
Biegacz to egoista
To stwierdzenie pewnie nie jest nam obce i – nie da się ukryć – znajduje swoje odzwierciedlenie również w powyższym rozwiązaniu. Ostatecznie, patrząc z zewnątrz, to nadal druga połówka dostosowuje się do ciebie, bo choć czas spędzacie razem, to wykonujecie czynności atrakcyjnie głównie z twojego punktu widzenia.
W związku z tym, aby uniknąć klęski, trzeba spróbować uzasadnić wartość biegania dla kogoś, kto do tej pory nie miał z tym wiele wspólnego (nie bierzemy pod uwagę prania naszych spoconych ciuchów). Tu nie ma uniwersalnych rozwiązań, choć znajdą się czynniki podnoszące nasze szanse na sukces, a jednym z nich jest np. pora roku.
Wiosna sprzyja myślom o odchudzaniu. W ciągu zimy większość z nas (tak, biegaczy również to nie omija) zyskuje trochę na wadze, a gdy tylko śnieg stopnieje, zaczynamy myśleć o wakacjach. Zanim jednak do nich dotrzemy, warto by było pozbyć się zapasów z sezonu świątecznego i tłustego czwartku, a bieganie będzie naszym sprzymierzeńcem w tych staraniach. Możemy je śmiało polecić naszej drugiej połówce i razem spróbować przejść tę drogę. W końcu do kogoś spoza świata „uzależnionych” od biegania, bieganie dla schudnięcia będzie wyraźniej przemawiało, niż robienie tego dla czystej przyjemności.
Nie rób drugiemu, co tobie miłe
Drugim wyzwaniem dla każdego, kto będzie chciał namówić swoją drugą połowę na wspólne bieganie, będzie brak wyczucia przy organizowaniu treningów. Bycie trenerem-amatorem to niełatwa sprawa. Nie tylko wśród biegaczy można zaobserwować zjawisko zapominania tego, „jak to było na początku”. Dzisiaj możemy swobodnie rozmawiać przy długim wybieganiu w tempie 4:30, ale jeszcze niedawno sapaliśmy jak lokomotywa truchtając sześć minut na kilometr.
Wychodząc na wspólny trening należy zapomnieć o sobie i swoich ambicjach, i skupić się na tym, by tempo, długość i warunki naszego treningu były komfortowe dla partnera. To nie zawsze będzie proste, bo najprawdopodobniej odzwyczailiśmy się od biegów w tempach, w których większość zaczyna przygodę z bieganiem, ale taka zmiana przynosi efekty w dłuższej perspektywie. Badania wykazują, że większość amatorskich biegaczy przesadza z tempem długich wybiegań, więc takie biegi mogą nauczyć nas odrobiny pokory. Z drugiej strony, jeżeli taki trening nie sprawia nam trudności, to tym bardziej możemy się skupić na byciu razem i prowadzić rozmowę. Skutecznym środkiem hamującym nasze zapędy będzie także testowanie dotychczas nieużywanego obuwia biegowego. Gwarantuję, że przeskok z tradycyjnych butów i lądowania na pięcie do butów minimalistycznych i lądowania na śródstopiu sprawi, że zarówno wasze tempo, jak i kilometraż znacząco zmniejszą się na kilka tygodni.
Hamowanie ambicji powinno tyczyć się także planowania wspólnych startów w zawodach. Każdy z nas jest inny, nie wszyscy lubią bezpośrednią rywalizację i nawet masowe biegi miejskie mogą u kogoś takiego wprowadzać poczucie dyskomfortu. Jeżeli druga strona sama zaproponuje taki start – świetnie, jeżeli nie – nie namawiaj i nie popędzaj.
Bieganie to nie wszystko
Ostatni problem może być skutkiem początkowego sukcesu w realizacji wspólnych treningów. Zaczęliście biegać razem, wszystko na pozór idzie zgodnie z planem, ale z czasem na jaw zacznie wychodzić wspomniany „problem egoisty”. W końcu ty wcale nie poświęcasz więcej czasu na bycie razem. To druga osoba poświęca swój czas, by spędzić go z tobą.
W tym przypadku nie ma już „wykrętów” i trzeba porządnie przeanalizować ilość czasu poświęcanego na bieganie i rozważyć, gdzie można zadziałać nożyczkami. W tym przypadku na pomoc przychodzą nam inne badania. Wielu z nas najprawdopodobniej nie musi wybiegać tak dużej liczby kilometrów w ciągu tygodnia, jak to się nam wydaje, by dobrze wypaść na najpopularniejszych obecnie biegach – maratonach. Jeżeli racjonalnie podejdziemy do każdej jednostki treningowej i przestaniemy po prostu „nabijać kilometry”, na pewno w tygodniu pojawi się znacznie więcej czasu, by spędzić go razem z partnerem.
Możecie spróbować także wspólnych treningów innej dyscypliny sportowej. W końcu obie strony skorzystają na wspólnych wyjściach na basen, siłownię czy ściankę wspinaczkową. To, co dla was będzie uzupełnieniem treningu, dla waszej drugiej połówki może być po prostu ciekawsze niż bieganie.
Wszystko wyjdzie w praniu
W kontekście całego tekstu, jego tytuł może się wydawać prowokacją. Warto jednak zwrócić uwagę na to, jak naszą pasję do biegania może odbierać najbliższa nam osoba i przeanalizować negatywne skutki „przesady” nie tylko w przypadku biegania, ale każdego innego hobby. Oczywiście każdy z nas chciałby realizować wspólne treningi ze swoja drugą połówką, ale to zadanie wymaga równie wiele uwagi, co nasze codzienne treningi i – tak jak w bieganiu – nie zawsze możemy być pewni wyników.