Z góry przepraszam za to, że poniższy tekst nie będzie dotyczył ściśle samego biegania. Choć właśnie bieganiem jest on mocno inspirowany. Otóż kilkukrotnie w ostatnim czasie zetknąłem się z określeniem „amator”, również w kontekście biegowym. Rozumienia tego terminu były niejednolite, najczęściej jednak niezbyt nobilitujące.
W różnych, niezależnych od siebie miejscach spotkałem się na przykład z opinią że amator nie startuje w zawodach. Stanowisko takie wynikało albo z niewiedzy (dość dziwnej w kontekście rosnącej popularności biegów masowych w ostatnich latach), albo ze specyficznej definicji biegacza amatora. Biegacza który truchta sobie od czasu do czasu, gdy poczuje taką potrzebę, ale nie robi z tym nic więcej, do niczego konkretnego nie dąży. Jak gdyby amator nie stawiał przed sobą celów. W najlepszym razie amator jest pojmowany człowiek który może i coś ciekawego robi, ale nie ma o tym głębszego pojęcia. A jego wysiłki przynoszą mu mierne rezultaty. „Ot, amatorszczyzna” – mówimy z pobłażaniem.
Ja się z tym nie zgadzam. Niniejszym biorę amatora w obronę.
W podstawowym, słownikowym znaczeniu słowo „amator” oznacza „osobę, która zajmuje się czymś dla przyjemności, lubiącą coś”. Amator to więc człowiek z pasją. Działający z wewnętrznego przekonania a nie w wyniku rachunku ekonomicznego. Nie musieć a jednak chcieć – jak można nie szanować takiej postawy? Przecież jest ona o wiele bardziej nobilitująca niż najlepiej płatne fuchy. A i zajęcia wykonywane ściśle amatorsko mogą o wiele więcej powiedzieć o człowieku niż jego zawód.
Ciut negatywnie nacechowanym może wydać się atrybut amatora „wykonywania czegoś bez profesjonalnego przygotowania”. Ale z drugiej strony, czy profesjonalne przygotowanie do czegoś może w jakikolwiek sposób świadczyć o jakości wykonywanej pracy? Życie pełne jest przykładów fascynatów którzy osiągnęli sukces nie dzięki wyższym uczelniom, a dzięki własnemu zapałowi i zamiłowaniu do czegoś (choćby Quentin Tarantino), a z drugiej strony fachowo wykwalifikowanych nieudaczników (tu asekuracyjnie od wskazania przykładu się powstrzymam). Podejście amatorskie nie wyklucza przecież rzetelnego zajmowania się tematem. Pasja to zaangażowanie, entuzjazm w zdobywaniu wiedzy, zacięty zapał. Wszystko to pomaga osiągnąć sukces. A nawet jeśli talent amatora nie dorównuje talentowi reżysera „Pulp Fiction”, to zawsze może pozostać mu do zdobycia sława pokrewna sławie Edwarda Wooda. Reżysera może i uznanego za najgorszego w historii kina, ale jednocześnie człowieka któremu nikt i nic nie mogło odebrać żarliwej pasji i niezłomności w kroczeniu swoją własną drogą.
Kiedy więc ktoś będzie podkreślał amatorski aspekt waszego biegania – nie miejcie mu tego za złe. Albo chce was dowartościować, albo używa słowa którego znaczenie nie do końca pojmuje. Bez drobiny wstydu odnoście się do swojego hobby. Bądźcie świadomi że bieganie jest jednym z bardziej wartościowych sposobów spędzania wolnego czasu, choć w powszechnym odbiorze wystawianie się na widok publiczny w obcisłych gatkach i wykonywanie będąc tak ubranym rytmicznych ruchów powodem do chluby może nie być. Pomimo wszystko z podniesioną głową przedstawiajcie się jako biegowi amatorzy. Wszak amator – to brzmi dumnie!