W połowie stycznia bieżącego roku nabyłem buty, które zmieniły moje życie. Dosłownie i przenośni. Ponieważ staram się (choć nie zawsze udaje się) być powściągliwy w ocenach, to postanowiłem odczekać trochę. Minęło dziewięć miesięcy i najwyższy czas na poród.
Drugi dzień stycznia zaowocował wylosowaniem kuponu uprawniającego do trzydziestu procent zniżki na zakup dowolnego produktu z bogatej oferty Centrum Biegowego Ergo. Już od jakiegoś czasu nosiłem się z zakupem nowych butów, szczególnie, że pod koniec lutego biegłem maraton w Tokio i wiedziałem, że w starych już nie pobiegnę. Coś mnie podkusiło i rozpocząłem moje poszukiwania w segmencie butów startowych. A musicie wiedzieć, że nigdy wcześniej nie biegałem w butach startowych, ani minimalistycznych. Wśród dostępnych w owym czasie modeli znalazły się buty firmy Brooks. Konkretnie był to model Racer ST5 w bardzo sympatycznej pomarańczowo-niebieskiej kolorystyce. Nie ukrywam, że od razu przypadły mi do gustu, ale że nie kolory są najważniejsze, to wyselekcjonowałem sześć, może siedem par butów. Już pierwsze przymiarki skreśliły większość butów i ostatecznie na placu boju zostały dwa modele firmy Brooks. Wspomniany Racer ST5 i T6 Racer. Następny kwadrans na sklepowej bieżni i mierzeniu różnych rozmiarów i poznałem zwycięzcę.
Przyniosłem buty do domu i mimo fatalnej pogody – na ulicach był śnieg, lód i błoto pośniegowe – postanowiłem założyć je na wieczorny trening. Przyznam od razu, że momentami ślizgałem się, ale nie to było najważniejsze. Zapomniałem w ogóle o planie treningu, co miałem zrobić, po prostu biegłem przed siebie. Powód? Nigdy wcześniej, moje nogi nie były w tak wygodnych butach. Jeszcze kilka treningów przed wylotem w połowie lutego i w drogę do Japonii. Od pierwszego poważnego testu dzieliło mnie osiem dni. Ponad czterdzieści dwa kilometry w pomarańczowych kapciach, bo tak wygodne są Racery ST5, to miał być test, który miał zdecydować, czy buty nadają się do prawdziwego biegania. Po przybyciu na miejsce jeszcze dwie małe przebieżki. Jedna na sucho, druga w deszczu i okazało się, że sprawdzają się w każdych warunkach. Przynajmniej na krótkich dystansach, tak do dziesięciu kilometrów. I oto nadszedł ten dzień. Na linii startu, a konkretnie jakieś dwie, trzy minuty za Haile Gebrselassie, który faktycznie stał na linii startu niecierpliwie przebierałem nogami. Nie mogłem się doczekać, gdy zacznę najbardziej kolorowy test butów w moim dotychczasowym życiu. Kolorowy, bo i maraton w Tokio, to chyba najbardziej kolorowy maraton na świecie, ale przede wszystkim ze względu na pomarańczowo-niebieskie Brooksy na moich stopach.
Pierwsze kilometry zaowocowały dziesiątkami zdjęć biegaczy, szczęką, która nie chciała wrócić na miejsce – po tym jak opadła na długo przed startem i niekończącym się „wow”, które brzmiało w mojej głowie. Kolejne kilometry i cały czas to samo. Półmetek i dalej bez zmian. W końcu przybiegłem na metę. Odebrałem medal, ręcznik, owoce i parę innych drobiazgów, po czym trafiłem do wielkiej hali, odebrałem worek z moimi rzeczami i rozsiadłem się w celu przebrania. Pierwszą rzeczą, którą chciałem zrobić było zdjęcie spodenek i wtedy… Spojrzałem w dół, dlaczego nie mogłem ich tak po prostu zdjąć. Okazało się, że na moich stopach są buty! Zupełnie o tym zapomniałem! Zapomniałem o butach, które od kilku godzin miałem na nogach! Ktoś powie, że nic w tym dziwnego, ale dla mnie był to szok. Przez ponad czterdzieści dwa kilometry nie miałem pojęcia, że biegnę w butach. Nawet przez chwilę. Jeśli ktokolwiek przeżył coś takiego, to wie, co mam na myśli. Jeśli nie, to znaczy, że nie znalazł jeszcze swoich butów. Dziś, po prawie ośmiu miesiącach od tamtego wydarzenia, wciąż jest tak samo! Mogę, bez cienia przesady, powiedzieć, że znalazłem buty idealne! Tak, Brooks Racer ST5 w mojej ocenie są butami idealnymi! Trenuję w nich, startuję w nich, chodzę w nich, zdarzyło mi się nawet zagrać w piłkę, czy w koszykówkę i wiecie co? Dalej są najlepsze, dalej nie wiem, czy mam je na nogach, czy nie i nie wyobrażam sobie (przynajmniej na razie), żebym chciał inne buty. Przynajmniej, jeśli chodzi o ten rodzaj buta. Nie ukrywam, że mierzyłem już w tym roku inne buty Brooksa, Cascadia 7, czyli buty przeznaczone w teren i złą pogodę. I są tak samo wygodne. Najwyraźniej Brooks osiągnął coś, czego ja – a może i podobni mi biegacze – szukali od dawna, a może całe życie. A to jeszcze nie koniec ich zalet.
Zanim stałem się szczęśliwym posiadaczem Racerów, odczuwałem drobne bóle kolan, szczególnie powyżej dwudziestego, a nasilające się po trzydziestym kilometrze. Odkąd zacząłem biegać w Brooksach, te dolegliwości dość szybko ustąpiły. Zastanawiałem się, co może być przyczyną mojego cudownego ozdrowienia i po kilku rozmowach, między innymi z fizjoterapeutą i ortopedą oraz analizie butów doszedłem do ciekawych wniosków. Racer ST5 jest z założenia butem startowym, ale zakres dystansu został ustalony przez producenta od pięciu kilometrów do maratonu włącznie. Od klasycznych startówek różni się tym, że ma odrobinę wsparcia w tylnej, wewnętrznej części – idealne dla osób delikatnie pronujących, ale znajoma o neutralnym charakterze stawiania stóp nie odczuwała, żadnego dyskomfortu z tego powodu. Poza tym delikatnym wsparciem, jest to właściwie but minimalistyczny. Co za tym idzie, zmusza on do biegania na śródstopiu! Jak powszechnie wiadomo, bieganie na śródstopiu pozwala odciążyć kolana, które największy wycisk dostają od lądowania na piętach. Teraz niech każdy doda dwa do dwóch i zobaczy, co mu wyjdzie. Dla mnie sprawa jest prosta. Brooks Racer ST5 oduczyły mnie być piętolądowaczem, a tym samym wyleczyły moje kolana. Czego chcieć więcej od butów?
Na sam koniec wisienka na torcie – już nie mojego autorstwa. Na godzinę przed rozpoczęciem finału Topligi Futbolu Amerykańskiego w lipcu tego roku, spacerowałem po Stadionie Narodowym. W pewnej chwili zaczepił mnie ktoś i zapytał, gdzie kupiłem te buty. W pierwszym momencie pomyślałem, że chodzi mu o kolor, bo przecież buty są w barwach Warsaw Eagles. Jednakże, wrodzona ciekawość spowodowała, że zapytałem, dlaczego chce wiedzieć. Mężczyzna odpowiedział, że jego córka zwróciła uwagę, że chodzę miękko, jakbym chodził na bosaka i ona też chce takie buty…
Już za kilkadziesiąt godzin po raz piąty wystartuję na królewskim dystansie w moich Brooksach. Będzie to także mój dziesiąty, jubileuszowy maraton oraz ostatni etap Korony Maratonów Polskich. Racer ST5 sprawiły, że bieganie stało się zdrowsze, prostsze i nie muszę już więcej myśleć o butach.