Nie wszyscy zdążyli się jeszcze oswoić na dobre z Run Trainerem 1.0, a Timex już przygotował wersję 2.0 i wydaje się, że właściciel znaku towarowego ‘Ironman’ trafił w dziesiątkę. Dlaczego? Ponieważ pierwsza wersja, pomimo swoich wielu zalet, nie wszystkich zachwyciła. A że za duży, a że jakiś taki nie wyróżniający się, a że skomplikowany w obsłudze, nieczytelny, itd. Timex wysłuchał uwag i odrobił lekcje. A zrobił to bardzo dobrze i w rezultacie zaoferował biegaczom najlepszy zegarek w swojej klasie, zostawiając w tyle całą konkurencję. Po miesiącu treningów z RT 2.0 przyznaję, że spełnia on większość moich potrzeb. Niestety, ponieważ lubię swój stary zegarek, to ciężko będzie się z nim rozstać. A wszystko wskazuje na to, że zakoleguję się z Timexem na dłużej.
Po pierwsze, ze względu na wyświetlacz. Nie przypominam sobie zegarka z tak czytelnym i jednocześnie funkcjonalnym wyświetlaczem. W trakcie treningu, przy zmęczeniu, w ruchu, w różnych warunkach atmosferycznych i przy różnym oświetleniu dane wręcz rzucają się w oczy. Trzy linie danych, które można sobie dowolnie zaprogramować w trzech wariantach dla każdego z trybów treningowych. W trybie podstawowym, czyli time, Run Trainer 2.0 podaje godzinę wielką jak oczy zająca prześcigniętego przez biegacza, datę powyżej, dzień tygodnia poniżej oraz stan baterii i ewentualnie sygnalizację budzika/alarmu. I tu opis wyświetlacza, który jest wyposażony w podświetlenie Indiglo mógłby zakończyć się wysoką oceną. Ale to nie wszystko. Timex zafundował swoim klientom coś jeszcze. Lubicie mieć czarne cyfry na jasnym tle, czy jasne cyfry na czarnym tle? Nie ma to żadnego znaczenia, gdyż w RT 2.0 macie możliwość wyboru! I dzięki temu, wyświetlacz otrzymuję ocenę celującą!
Po drugie, nie lubię zdejmować zegarka z ręki, gdy zmywam, gdy idę na basen, gdy idę po prysznic, a większość zegarków, które miałem… No właśnie, miałem, choć producent zapewniał o czym innym. W przypadku RT 2.0 postanowiłem nie dać mu żadnych szans. Nie jestem pewien, co mnie podkusiło, ale chyba znak towarowy Ironman, który tak mocno jest eksponowany na produktach Timexa. Okazało się, że Run Trainer doskonale radzi sobie w każdych warunkach. Ani zmywanie, ani pranie ręczne, ani prysznic nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Postanowiłem sprawdzić, czy pływanie w jakikolwiek sposób zmiękczy gościa. Ale nie, nadal nic. Co więcej, podczas pływania ani na chwilę nie zgubił sygnału GPS. Nie wiem, czy tak szybko przebieram rękami, czy tak nisko wkładam je pod wodę, ale nie zgubił. Wtedy postanowiłem zanurzyć go na trzy godziny na dnie basenu. Niestety, basen zamykali, a RT 2.0 dźwiękiem alarmu dał znać, że już czas na wieczorny trening. Nie mam pytań.
Po trzecie, za funkcjonalność i prostotę. Niezależnie od tego czy ktoś zaczyna swoją przygodę z bieganiem, czy jest doświadczonym biegaczem z wieloletnim stażem, to i tak będzie potrzebował tych samych wskazań. Timex wyposażył swoje najmłodsze dziecko w dwa tryby treningowe – chrono oraz interval. W pierwszym, mamy do czynienia z pomiarem czasu, któremu dzięki modułowi GPS może towarzyszyć pomiar dystansu, a także tempa. Zegarek jest także wyposażony w odbiornik czujnika tętna. W drugim trybie, biegacz korzysta z zaprogramowanego treningu, który wcześniej sam sobie tworzy. I tu niespodzianka! Timex postanowił zaoferować nieco więcej niż konkurencja. Można ustawić sobie trening interwałowy zarówno w odniesieniu do dystansu, jak i czasu. Nieco niezrozumiałe jest dla mnie, dlaczego w przypadku dystansu, minimalną wartością jest 400 metrów… Niektórzy biegają dwusetki, setki, a nawet sześćdziesiątki. Co wtedy? Na to pytanie nie znalazłem odpowiedzi. A szkoda.
Po czwarte, jest to zegarek dla biegaczy, który oferuje wsparcie dla kolarzy! Producent zadbał o to, żeby można było “oszukać” zegarek. Choć Run Trainer 2.0 jest przeznaczony dla tych, którzy pokonują kilometry na nogach, to Ci wyposażeni w dwa kółka, też będą mieli z niego pożytek. Wystarczy, że pole danych zostanie ustawione w tryb speed zamiast tempa, a zegarek będzie udawał, że jesteś kolarzem. Wielu biegaczy często korzysta z roweru i taka funkcjonalność może okazać się bardzo wygodnym rozwiązaniem. Szczególnie, gdy nie mamy specjalnych wymagań, co do ilości danych zbieranych i prezentowanych podczas jazdy rowerem.
Po piąte, pasek z czujnikiem tętna jest wyjątkowo wygodny i nieinwazyjny. Od wewnętrznej strony ma dwie małe gumowe wstawki, zapewniające dodatkową przyczepność. Nie przypominam sobie, by pasek konkurencji, którego używałem do tej pory, trzymał się tak stabilnie. W trakcie treningów nie zsunął się ani razu, nie przeszkadzał. Pasek można wyprać w dowolny sposób, dzięki temu, że czujnik łatwo wypina się z paska. Jest to kolejne bardzo praktyczne rozwiązanie, które być może nie wpływa bezpośrednio na bieganie, ale warto je docenić.
Po szóste, za kilka drobnych innowacji, a przede wszystkim sygnalizację wibracjami! To doskonałe rozwiązanie w środowisku miejskim. Jeśli biegacz słucha muzyki lub jest po prostu głośno, to sygnałów dźwiękowych może nie usłyszeć. Czy to będzie interwał, czy autolap, czy przypomnienie o nawodnieniu, to alarm wibracyjny poczujemy z pewnością! Do tego Timex dołożył jeszcze funkcję ‘Hands Free’, czyli możliwość obsługi początku i zakończenia treningu oraz pomiaru międzyczasów bez użycia przycisków, a także ‘Nutrition’, czyli przypomnienie o spożyciu posiłku i nawodnieniu. Ale według mnie to alarm wibracyjny jest hitem sezonu 2013!
Wszystkie informacje i specyfikacje techniczne znajdziemy na stronie producenta. Tam znajdziemy również odnośnik do oprogramowania Training Peaks. I tu niestety trzeba powiedzieć, że choć ma ono ogromne możliwości, przewyższające oprogramowanie konkurencji, to interfejs nie jest zbyt czytelny i intuicyjny. Szczególnie w porównaniu do oprogramowania konkurencji, które wypada dużo przyjaźniej pod tym względem. Jeśli chodzi o odczyt danych, to jest w pełni kompatybilny z serwisem Endomondo. Choć tu, kamyk do ogródka. Każdy trening należy ładować oddzielnie, nie tak jak w przypadku konkurencji, gdzie ładuje się cała lista treningów i wybieramy sobie, które chcemy zaimportować. Run Trainer 2.0 wyposażono w doskonały czujnik GPS, który jednak czasem dość długo łapie sygnał. Nie zawsze tak się dzieje, ale zdarza się to i nikt nie potrafi powiedzieć, dlaczego tak jest. Co ciekawe, konkurencja korzysta z tego samego rodzaju czujnika, a bywa jeszcze gorzej.
Run Trainer 2.0 trafił na mój nadgarstek niespodziewanie i przyznaję bez bicia, że na początku podszedłem do niego nieco sceptycznie. Być może dlatego, że z miejsca zacząłem porównywać do urządzenia, z którego korzystałem wcześniej, zegarka z dużo wyższej półki. Szybko jednak polubiłem mojego nowego towarzysza treningów i co ciekawe, noszę go także jako zegarek codzienny. Poprzednik nie dostąpił tego zaszczytu i myślę, że to wypadkowa kilku czynników. Timex świetnie wygląda i to w obu wariantach kolorystycznych. Jest mniejszy niż jego pierwsza wersja, dobrze leży na ręku, nie przeszkadza i jest bardziej unisex niż jakikolwiek inny zegarek na rynku. Ma świetną baterię – zegarek chodzi na okrągło, ładuje się rzadko, a tylko raz zdarzyło mi się, że pozostał mi jeden z czterech kwadracików wskaźnika naładowania baterii. Ma doskonały wyświetlacz, alarm wibracyjny i jest naprawdę wodoodporny, więc nie muszę zdejmować go ani do mycia, ani do pływania. Przynajmniej na razie nie zdejmowałem i nadal działa. Aha, zapomniałbym. Gdy zostałem obdarowany RT 2.0, to poproszono mnie, żebym trenował z nim, ponieważ to świetny partner do biegania. Przekonałem się, że to prawda, więc spełniam prośbę z ogromną przyjemnością.
Moja ocena: 9/10