Spis treści
Sportowcy są niewolnikami rutyny. Zarówno tej treningowej jak i sprzętowej. Jak już uprą się na jakiś konkretny model buta, to rzeźbią kolejne jego generacje do upadłego, z rzadka dając sobie szansę posmakowania czegoś nowego. Podobnie jest i ze mną: Pegasus 24, 25, 26, a teraz 29. Czas to zmienić, bo uświadomić sobie wreszcie należy, że dzisiejsze bieganie, już nie jest tym samym bieganiem sprzed lat. Zmieniły się zarówno metody treningowe, jak i dostępny dla wszystkich sprzęt.
Szorstki początek przyjaźni
Rozdziewiczanie najnowszego, tkanego prototypu od Nike okazało się bolesne przede wszystkim dla testującego. Konstrukcja mej stopy: wysokie podbicie oraz stosunkowo duża szerokość śródstopia utrudniają bezbolesne dopasowanie oraz zawężają listę dostępnych dla mnie modeli. Czy oznacza to, że testowany Nike Lunar Flyknit One+ nie jest butem dla osób o moim typie stopy? I tak, i nie. Tak – jeśli nie przyjmujemy żadnych kompromisów odnośnie wygody buta, jakichkolwiek jego mankamentów. Nie z kolei, jeśli za fakt uznamy, że trzeba dać mu odrobinę czasu, abyśmy nawzajem się dotarli.
Wspomniany problem/mankament/dyskomfort dotyczył skrajnych, małych palców stóp – obu podczas pierwszego treningu, a już tylko lewego podczas następnych. Pierwsze odczucie, jakie odebrały moje receptory – podewsza buta jest za wąska. Jakby małe palce opierały się o wywiniętą cholewkę, a nie podeszwę, trafiając na skraj wkładki wywołującej podrażnienie małego palca (co zresztą bardzo dobrze prezentują poniższe fotografie). O ile podczas próby statycznej podparcie wydaje się pełne, tak w biegu już niekoniecznie. Zmęczona biegiem stopa odrobinę powiększa swój gabaryt i wydawać by się mogło statyczny “ulał” staje się dynamicznym niedostatkiem. Odczucie wywołane jest najprawdopodobniej ścisłym dopasowaniem cholewki do stopy, co uważam za ogromy plus, bo dzięki temu czujemy, że na stopie mamy but do naprawdę szybkiego biegania. Zarówno podczas krótkich sesji, kiedy organizm jest wypoczęty i może podołać biegowi ze śródstopia, jak i na nadwątlonych już siłach, wspierając się piętą.
Pierwszy kontakt
Pierwsze zasznurowanie butów na nogach uzmysławia nam do czego te buty służą. W tym przypadku, jak rzadko kiedy pozbawiani jesteśmy jakichkolwiek wątpliwości. Ten but to istna rakieta. Został stworzony do jednego – ścigania się. Ścigania się zarówno podczas zawodów, jak i z samym sobą na szybkich treningach. Tylko skrajny malkontent mógłby znaleźć w tym względzie jakieś zarzuty lub niedostatki konstrukcji.
Konfrontacja reklamy z rzeczywistością
Oczami wyobraźni zapewne widzicie “szydełkowanie” dopasowujące but do biegnącej stopy. W wyniku tego procesu otrzymujemy bezszwową cholewkę idealnie dopasowaną do stopy, przynajmniej w teorii. Szklany ekran pięknie prezentuje zalety takiej konstrukcji, ale czy faktycznie tak jest?
No cóż, wszystko co niemierzalne skazuje nas na odczucia czysto subiektywne. Subiektywna musi być i opinia o tego typu innowacji.
Biegałem już w butach z niedostatkiem miejsca na śródstopie, biegałem też już w takich, gdzie stopa błąkała się po bucie, niczym w kaloszach. I jedne i drugie były bardzo specyficzne i mimo, że testowanym flyknitom bliżej do tych pierwszych, to jednak znalazłem zasadniczą różnicę. O ile modele odczuwalnie przyciasne wywołują po chwili nieznośny ból śródstopia, tak flyknity poddają się naporowi stopy, przechodząc od ściskania do oplatania. Oplatanie to generalnie słowo klucz, oddające sedno tych butów. W każdym momencie czujesz ścisły kontakt stopy z butem i nie masz wątpliwości, czy but przypadkiem nie zsunął się ze stopy. To z pewnością pozwala na lepsze czucie podłoża oraz pozbycie się wrażenia “nienadążania butów” za twoim krokiem.
Garść informacji technicznych
Ostatnimi czasy wszyscy mówią o bieganiu naturalnym, o swego rodzaju minimaliźmie, który zastępuje “pancerne” buty produkowane do tej pory. Testowany Flyknit wpisuje się w ten nurt. Różnica spadku pomiędzy piętą (32mm), a śródstopiem (21mm) to zaledwie 11mm.
Co do amortyzacji. Na całej długości buta odczuwalna jest amortyzacja o poziomie komfortowym, niezbyt wygórowanym powodującym nieprzyjemne “pływanie”, ale i nie minimalistycznym przeznaczonym dla iście anorektycznej budowy ciała. Jest w sam raz. Amortyzacja systemu Lunarlon (zastosowana we Flyknitach jak i w testowanych swego czasu Lunarglide+4) to elementy piankowe (rdzeń i podstawa) o różnych gęstościach. Rola pianki w przypadku Flyknitów sprowadza się jedynie do funkcji amortyzującej, zatem Flyknit Lunar One+ jest dla biegaczy neutralnych. Warto zwrócić uwagę, iż budowa systemu w Lunarglide+4, jest zupełnie inna i oprócz amortyzacji posiada solidny akcent stabilizujący. To samo tyczy się cholewki chociaż wykonane z poliestru, różnią oba modele diametralnie.
Integralną częścią cholewki Flyknit 1 jest system nylonowych i dynamicznych linek z włókien Flywire – dopasowują i redukują ucisk. Natomiast w LG+4 system ten jest umiejscowiony między warstwami cholewki, czyli nie jest wpleciony.
LG+4 jest tkany ze strefowymi wzmocnieniami (gęstszym ściegiem w newralgicznych punktach cholewki). Flyknit ma podobnie, jednakże cholewka jest dzianiną, co sprawia, że proces jej powstawania jest znacznie bardziej skomplikowany i przypomina tworzenie skarpety. Uśredniony czas powstawania cholewki tego typu to 30 minut. Maszyna, która odpowiedzialna jest za cały proces, pracując 24 godziny na dobę 7 dni w tygodniu jest w stanie wytworzyć 320 gotowych cholewek (160 par).
Waga testowanych Flyknitów to 226,5g – w przypadku męskiej 10 oraz 190g – damska 8.
Czas na krótkie podsumowanie
Czy istnieje but idealny? Z pewnością tak, ale dla różnych osób będzie to zdecydowanie inny. Każdy ma bowiem swojego faworyta. Podczas gdy niedzielny truchtacz wybierze model z niższej półki, ścigaczy przyciągnie wariant bardziej sportowy. To samo dotyczy zróżnicowania nawierzchni po jakiej biegacz będzie nabijał kilometry. Nie ma takiego, który byłby uniwersalny, pomimo iż na pierwszy rzut oka może się tak wydawać. Dopiero dokładne porównanie wykaże subtelne, ale jednak różnice.
Testowany Nike Flyknit Lunar One+ to porządnie wykonana, okraszona ciekawym designem linia butów przeznaczona do biegania po nawierzchniach utwardzonych. Niewiele mam im do zarzucenia, pewnie z racji niewielkiej dawki pokonanych w nich kilometrów (5 treningow – 75km), jednak w najbliższą niedzielę podczas 40. Maratonu Dębno pobiegnę w sprawdzonych Pegasusach 29, ponieważ krwiaki na paluszkach przypominają o niedoskonałościach Flyknitów. I to niech stanowi wymowną kropkę nad i.