Kobiety uprawiające sport mają w sobie coś niewytłumaczalnego. Ich siła i determinacja miesza się z delikatnością i wewnętrznym uśmiechem emanującym na zewnątrz nutą niedopowiedzenia. To połączenie wręcz magiczne. Wyprostowane plecy, konkretny krok i przeszywający wzrok. Mijane na ulicy przyciągają męskie spojrzenia. Pewność siebie.
Wybiegając jeszcze przed wschodem słońca spotykam pierwsze biegaczki. Tak, można policzyć je na palcach jednej ręki, ale najważniejsze jest to, że są. Zresztą o tej porze i mężczyzn widuję kilku. Ta pora ma w sobie coś niesamowitego – tylko nieliczni odważą się nastawić budzik na piątą rano i gdy tylko usłyszą jego dźwięk, grzecznie otworzą oczy, spuszczą nogi na podłogę, zapalą lampkę i udadzą się do kuchni, aby wstawić wodę na kawę. Trzeba mieć w sobie dużo samozaparcia, aby w trwającą noc wyjść na zewnątrz i zmusić wołające jeszcze o chwilę snu ciało – do biegu.
Gdy przychodzi wieczór, gdy człowiek zmęczony jest pędem dnia codziennego, a powietrze ochładza świecący już nad głowami księżyc – one wyruszają przed siebie. Organizacja w stu procentach, wszystko zaplanowane w szczegółach, tak aby życie rodzinne nie ucierpiało na pasji, aby nie trzeba było wybierać między dobrym, a lepszym. Kobieta spełniona, to kobieta szczęśliwa. Żadnej pracy się nie boi, ale pod warunkiem, że znajdzie chwilę dla siebie, swój mały skrawek…
Tak, wiem – tu płeć nie ma znaczenia, ale kobiety szczególnie pragną pogodzić wiele ról życiowych na raz. Chcą być przykładnymi żonami, matkami, koleżankami, pracownicami, chcą zmieścić wszystko w jednym dniu, a przecież niejednokrotnie nie mają już siły.
Skąd zatem ją biorą?
- Czy to perfekcja, uporządkowanie, dyscyplina wypracowana przez doświadczenia życia?
- Czy może marzenie o uczuciu wolności, które pozwala odciąć się od wszystkich wymagań i ograniczeń zrzucanych na nasze barki?
- Czy może chęć poznawania siebie?
Skomplikowana natura kobieca wymaga ciągłej uwagi. Wymaga stawiania pytań, ale i odnajdywania na nie odpowiedzi. Nie ma miejsca na niedomówienia. Stała analiza. Regularne i nieustanne procesy myślowe, tworzenie wielu scenariuszy tej samej sytuacji, przeżywanie jej, gdy ta nie miała jeszcze szansy się zdarzyć. Szukanie plusów, za chwilę minusów, na okrągło.
Bieganie to Ja, to moje życie i wszystko, co dzieje się w trakcie pokonywania kolejnych kilometrów, to najpiękniejsza nauka – o mnie samej.
(…) Z drugiej strony czułam, że przecież nic złego nie robię, może nie walczę o zwycięstwo, ale biegnę, a przy tym świetnie się bawię. Ja tym żyję, sprawia mi to masę radości i choć niejednokrotnie umęczona jestem ciężkim treningiem, nie mam sił i walczę z tym, aby się zmobilizować, przemóc i wyjść w śnieżycę pobiegać, to ja to po prostu kocham. To, co dzieje się ze mną po biegu, a już niejednokrotnie w jego trakcie – to coś ponad zwykłą satysfakcję. Uwielbiam zatracać się w myślach i orientować się po kilku kilometrach, że przecież ja biegnę. Uwielbiam śpiewać po trasie, oglądać życie dookoła mnie, słuchać ptaków, czuć wiatr czy deszcz na skórze, gdy tak sobie biegnę przed siebie. Uwielbiam poranek i rosę na trawie i życie dopiero co się budzące, a i kolorowe światła mostów odbijające się na Wiśle, które z podświetlonym mostem Świętokrzyskim, Stadionem Narodowym i szpalerem aut jadących Wisłostradą – tworzą cudny witraż bijący po oczach, gdy tak truchtam nocą pod rozgwieżdżonym niebem. Uwielbiam też zmiany pór roku i ten kontakt z naturą i czymś transcendentnym. Ja już nie potrafię żyć bez biegania.
I to jest piękne.
Dla mnie jest… (…)
Prawda jest jednak taka, że bieganie to także niemoc.
Nie ma tematów tabu, nie ma samych ochów i achów, a są też ciężkie chwile walki. Kobieta biegająca to nie tylko zwiewna sarna, która przeskakuje z nogi na nogę i bawi się w grę pod tytułem bieganie. Traktujemy ten sport tak samo poważnie jak mężczyźni i choć nasze warunki nigdy nie pozwolą nam dorównać panom, to w swojej kategorii walczymy równie zawzięcie i wkładamy tak samo dużo pracy i zaangażowania.
Prawdą jest jednak to, że kobieta to kobieta. Brzmi to prosto, infantylnie i banalnie, ale nasza natura jest pełna chwiejności, pełna odmętów i otchłani myśli, które w przeciągu kilku chwil sprawiają, że z radości i eksplozji śmiechu – popadamy w złość, smutek czy płacz. Ta natura odbija się w naszym bieganiu. Wiele siły wymaga, abyśmy wytoczyły walkę tym sprzecznościom. Tak – my także czujemy, że dzieje się z nami coś niewytłumaczalnego. Musimy przezwyciężyć całą masę ciągnących nas w dół emocji, zakasać rękawy i wyjść na pole boju.
I wychodzimy, bo bieganie to najlepsza przyjaciółka. Wysłucha, odpowie, znajdzie sposób, rozwiązanie – jedno, drugie, piąte. Jest z nami zawsze – towarzyszy nam w euforii, gdy mamy dobry dzień, trwa przy nas, gdy zalewamy się łzami. Po prostu jest.
Oczyszcza nasze głowy, otwiera umysły i ładuje akumulatory, nawet gdy pozornie mamy wrażenie beznadziejności i bezsensowności otaczającego nas świata. Wyciąga rękę, mocno chwyta i karze biec. Nakazuje wyjść z domu niezależnie od stanu psychicznego czy fizycznego i stawić czoła problemom. Niejednokrotnie zmiesza z błotem, wykręci nogi i spuści całkowitą parę z ciała. Odbierze siły, aby za chwilę pokazać, że damy radę podnieść nogę i postawić kolejny krok. Zna nas na wylot.
Znajdujemy tę resztkę nadziei, to tlące się światełko, w które chuchamy i dmuchamy, aby podtrzymać ogień. Mamy silną psychikę. Nakładamy buty i choć ciało zdaje się wrzeszczeć i tupać nogami, że nie chce, że nie dziś, że wszystko mnie boli, a głowa buntuje się i jest najgorszym wrogiem obrzucającym nas epitetami – to idziemy, to biegniemy. Wyrzucamy frustracje, pędzimy, jakbyśmy były na wojnie, a nasze myśli jak karabin maszynowy, strzelają niekończącą się amunicją…. I biegniemy.
Nie wiem, jak mężczyźni komunikują się z własnym ciałem, ale kobieta doskonale wyczuwa każdy przepływ hormonów. Jest idealnie nakręconym zegarkiem, który dostraja się do indywidualnego rytmu każdej biegaczki. Co miesiąc wręcz z chirurgiczną dokładnością przechodzimy przez powtarzające się cykle stanów emocjonalnych. Musimy z nimi żyć.
Płeć piękna nadal jednak uznawana jest za słabszą, ale czy słusznie?