Maraton to najtrudniejsza według Japończyków próba charakteru. Ta konkurencja lekkoatletyczna jest wręcz ubóstwiana w Kraju Kwitnącej Wiśni. Stało się tak za sprawą reprezentującego barwy Japonii, pochodzącego z Korei Kitei Sona, który na Igrzyskach Olimpijskich w Berlinie (1936) odniósł zaskakujące zwycięstwo na tym morderczym dystansie. Nie on jednak będzie bohaterem mojej opowieści.
W 1964 roku gospodarzem Igrzysk Olimpijskich było Tokio, wszyscy w mieście z niecierpliwością czekali na bieg maratoński. Głównym faworytem do złotego medalu okrzyknięto skromnego Etiopczyka Bikilę Abebe. Bronił on tytułu wywalczonego sensacyjnie, cztery lata wcześniej w Rzymie. Dziś producenci obuwia sportowego dbają o to aby ludziom biegało się jak najlepiej. Buty są lekkie, mają miękką podeszwę abyśmy nie odczuwali żadnego dyskomfortu podczas poruszania się. Gdyby ktoś wam kazał przebiec kilka kilometrów po asfalcie bez nich to czy podołalibyście? Bikila nie tylko przebiegł 42km i 195 metrów ulicami Rzymu zupełnie boso, lecz zdobył złoty medal wynikiem 2 godziny i 15 minut! Po tym wspaniałym zwycięstwie, Japończycy zaprosili go na swój coroczny maraton rozgrywany do dziś w stolicy kraju. Abebe dwukrotnie wygrał tokijską imprezę zyskując przy tym ogromny szacunek tamtejszej widowni. Nic dziwnego, że jego start miał być gwoździem programu Igrzysk XIX Olimpiady.
Nikomu wcześniej nie udało się obronić tytułu Mistrza Olimpijskiego na tym dystansie, Etiopczyk zamierzał tego dokonać. Zwyciężył bez najmniejszego trudu( tym razem w butach), uzyskując czas 2 godziny i 12 minut! Zdeklasował rywali wyprzedzając drugiego na mecie Brytyjczyka Besila Heatley’a o niemal 4 minuty. Po biegu po prostu zszedł z bieżni, zaczął wykonywać ćwiczenia rozluźniające i rozciągające, a potem patrzył ze zdziwieniem na cierpiących rywali. Można było odnieść wrażenie, że dla niego bieg maratoński to „kaszka z mleczkiem”, podczas gdy dla innych katorga, mordęga. Na uwagę zasługuje fakt, iż kilka tygodni przed tokijskim biegiem Bikila przeszedł operację wyrostka robaczkowego. W dzisiejszych czasach mało kto zdecydowałby się na start w ogóle, co dopiero w maratonie! Etiopczyk z pewnością odczuwał ciągły ból, lecz był prawdziwym wojownikiem, zwyciężył nie tylko z rywalami ale przede wszystkim z własną słabością.
Życie Bikili Abebe na pewno nie było usłane różami. Po IO w Rzymie biegacz zaangażował się w rewolucję przeciwko reżimowi cesarza Etiopii Hajle Sellasje. Po przegranych, krwawych walkach aresztowano wiele tysięcy ludzi, którzy brali udział w powstaniu. Wielu z nich stracono, Abebe miał podzielić los „niewiernych” jednak z uwagi na jego sławę cesarz okazał mu łaskę. Widok masowo zabijanych ludzi musiał być makabryczny. Maratończyk miał do spłacenia dług, dlatego stawka biegu w Tokio była dla niego niezwykle wysoka.
Igrzyska w Meksyku(1968) to kres kariery legendarnego biegacza. Ostatni raz na trasie biegu przyszło mu walczyć z przeciwnościami, nie chciał się poddać, mimo to przegrał. Jego pogromcą okazała się przewlekła kontuzja, którą próbowano leczyć wszelkimi dostępnymi wówczas metodami. Abebe cierpiał na silne zapalenie okostnej prawej kości piszczelowej… dla biegacza brzmi jak wyrok. Nie powinien startować, jednak pobiegł jak przystało na prawdziwego maratończyka. Zszedł z trasy na 17 kilometrze …a właściwie upadł i został przewieziony do szpitala. To nie był niestety koniec jego życiowych nieszczęść, rok później miał ciężki wypadek samochodowy, z którego ledwo uszedł z życiem. Do końca swoich dni jeździł na wózku inwalidzkim. Etiopski biegacz poruszający się z lekkością gazeli nie mógł nawet chodzić, sportowiec czuł się jak ryba bez wody, jak ptak zamknięty w klatce… Dwukrotny Mistrz Olimpijski zmarł w 1973 roku, mając zaledwie 41 lat…
Na tym kończy się smutna, pełna heroizmu i walki opowieść o biegaczu bez butów, biegacza który zadziwił świat, biegacza, który dzięki swoim osiągnięciom i postawie przeszedł do historii olimpizmu.
Zobaczcie z jaką łatwością odniósł swoje zwycięstwo w Tokio:
[youtube]cI_l2lIMBEI[/youtube]Źródło pomocnicze: „ Osobista HISTORIA OLIMPIAD” Tadeusz Olszański wyd. Studio Emka Warszawa 2004