Ciągle powtarzam, że wszystko zaczyna się od głowy. Bieganie też. Oczywiście w głowie nic się nie kończy, bo żeby biegać trzeba także poruszać kończynami, a nie tylko o tym myśleć. Jednak tak naprawdę to głowa, a konkretnie mózg, wydaje dyrektywy i przyzwolenia na jakąkolwiek aktywność fizyczną. Przyjrzyjmy się jak to działa…
W teorii centralnej regulacji schemat jest dosyć prosty.
Wydajność mięśni, w tym również mięśnia sercowego, zależy przede wszystkim od granicy komfortu z jaką mózg toleruje biegowy wysiłek i narzucone tempo. Zgodnie z mechanizmami ewolucji, w której przetrwanie stawiane jest ponad wszystkim, mózg kontroluje wysiłek fizyczny tak, aby zapewnić organizmowi możliwie największe bezpieczeństwo. Robi to na podstawie tego do czego został przyzwyczajony w trakcie wcześniejszych biegów, czasu spędzonego w biegu oraz bieżącego poziomu energii i jej spalania.
Aby podnieść poziom komfortu mózgu trzeba po prostu trenować. Tym samym damy mu do zrozumienia, że jesteśmy już lepiej przystosowani i możemy wziąć na siebie coraz większe albo szybsze biegowe obciążenia.