Spis treści
WRIGHTSOCK to amerykański producent skarpetek z najwyższej półki. Na wstępie warto podkreślić, że skarpetki są amerykańskie nie tylko ze względu na siedzibę firmy, ale i miejsce produkcji – tak właśnie, to rzadkość na polskim rynku, ale ten produkt rzeczywiście nie jest „Made in China”, ale amerykański z krwi i kości, a raczej z najwyższej jakości materiałów, ale o tym za chwilę.
Trochę teorii
Firma WRIGTSOCK na swojej stronie internetowej (www.wrightsock.myshopify.com/) opisuje swój opatentowany system zapobiegający pęcherzom (THE ANTI-BLISTER SYSTEM®) w sposób następujący:
- warstwa wewnętrzna odprowadza wilgoć lepiej niż jakikolwiek inny materiał,
- zapewniają regulację temperatury: twoje stopy pozostają chłodne w lecie i ciepłe w zimie,
- interakcja pomiędzy wewnętrzną i zewnętrzną warstwą skarpet absorbuje tarcie, przez co eliminuje proces ścinania naskórka.
Amerykańskie znaczy lepsze?
Szczerze, to nigdy nie mieliśmy okazji testować żadnych amerykańskich sportowych produktów, toteż po otrzymaniu przesyłki z tymi skarpetkami byłem niezwykle zaciekawiony, co mnie czeka. Czy jakość zza oceanu czymś szczególnym się wyróżnia? Nasze wątpliwości zostały rozwiane szybciej niż myślałem. Po rozpakowaniu produktów zobaczyłem kilka par skarpet z modelu COOLMESH II oraz STRIDE, które od razu zrobiły pozytywne wrażenie wizualne. Najogólniej rzecz ujmując, są po prostu ładne, estetyczne i bez zbędnych bajerów, które zazwyczaj stanowią tylko ozdobę. Jednakże do wyboru mamy kilka wersji kolorystycznych, m.in. klasyczne białe, czarne, niebieskie i jasnozielone. Wykonane z połączenia dwóch bardzo miękkich materiałów, które według producenta mają doskonale odprowadzać wilgoć oraz zapobiegać powstawaniu pęcherzy.
W skarpetkach na trasę
Nie namyślając się zbyt wiele założyliśmy z żoną po parze modelu COOLMESH II (flagowy model firmy WRIGHTSOCK) i pobiegliśmy sprawdzić, jak zachowają się na stopach podczas 30km biegu. Pierwsze wrażenie, które dało się najbardziej odczuć, to wyjątkowa miękkość i znakomite dopasowanie na całej długości. Pomimo pokonywanych kolejnych kilometrów, skarpetki utrzymywały się w tej samej płaszczyźnie względem stóp. Powodowało to wyjątkowe uczucie komfortu i stabilności kroku. Warto podkreślić, że wraz z żoną całą trzydziestkę zrobiliśmy ze średnią prędkością 4:49/km, a więc na tyle żwawo, by móc jak najpełniej opisać zachowanie skarpetek w warunkach ekstremalnych. Trasa momentami posiadała podbiegi oraz nierówną gruntową nawierzchnię, jednak te utrudnienia w żaden sposób nie wpłynęły na nasz komfort biegu, jeśli chodzi o odczucie wewnątrz butów. Po zakończeniu treningu kolejne zaskoczenie – zarówno moja para jak i żony były niemal całkowicie suche, co dowodzi, że producent nie rzuca słów na wiatr, opisując swój produkt jako znakomicie odprowadzający wilgoć. Co ciekawe miejsca na stopach, które często po dłuższych treningach mieliśmy podatne na obtarcia i pęcherze pozostały praktycznie nietknięte.
Dla zmarzlaków
Ola: Ponieważ należę do osób, dla których zimowe treningi wiążą się zdecydowanie z przemarzniętymi palcami stóp i rąk (do czego się już zdążyłam przyzwyczaić), dlatego też nie miałam jakichś specjalnych nadziei co do skarpetek WRIGHTSOCK. Nadarzyły się idealne warunki do testowania zimowej odzieży, bo w końcu zawitała do nas zima, więc w trasę. Po ok. 3 km biegu nastąpiło to co zwykle, czyli zaczęłam odczuwać dosłownie zamarzanie palców u stóp i u rąk, ale co niezwykłe po kolejnych 2 km palce stóp były w stanie się już normalnie zginać i nawet odczuwałam, że nie jest mi w nie zimno. Trening zakończyłam po 15 km i w domu sprawdziłam, że moje zawsze zmrożone palce stóp są ciepłe. Aby wykluczyć inne czynniki, sprawdziłam to jeszcze na dwóch zimnych treningach i jestem już pewna, że to zasługa właśnie tych skarpetek. Może warto napisać do producenta, aby pomyślał nad produkcją podobnego rodzaju rękawiczek? Ja z pewnością bym skorzystała.
Żwawa dwudziestka w II zakresie w skarpetach WRIGHTSOCK
Tomek: Kolejnego dnia wybrałem się na dwudziestokilometrowy bieg w nieco szybszym tempie, za to przy zupełnie niesprzyjających warunkach. Już na początku treningu wdepnąłem w zamarznięty lód, który zarwał się pode mną, zalewając całego lewego buta, a wraz z nim testowaną skarpetkę, tym razem model STRIDE. Być może się powtarzam, ale i tym razem przeżyłem niezłe zaskoczenie – nie dość, że mokra skarpetka nie powodowała jakiegoś dużego dyskomfortu, to już po 2-3 km zupełnie nie czułem, że została zmoczona. Cały 20 km trening zakończyłem 2 km ,,sprintem’’ po około 3:30/km, aby doszczętnie wymęczyć te amerykańskie cuda. Nie udało się jednak. I tym razem okazało się, że nawet po takim treningu w mżawce i początkowym zalaniu, skarpetki pozostały suche.
Test ekstremalny po kostki w wodzie
Ola: Po przejściu orkanu Ksawery zawody po plaży w Sopocie zamieniły się w biegi po wodzie. Na 4 km trasie już po 300 m wpadłam po kostki w wodę i podczas całego biegu powtórzyło się to około 6-7 razy. Buty, a także skarpetki były całkowicie mokre. Niestety po starcie powrót biegiem do domu (ok. 6km) w przemoczonych butach i skarpetkach nie wróżył niczego przyjemnego. Byłam niemal całkowicie pewna, że nabawię się pęcherzy. Jedyny dyskomfort, który odczuwałam podczas powrotu był związany z ciężarem mokrych butów. I rzeczywiście – jak piszą, tak było – pęcherzy brak. Osobom, które zmagają się z problemem nawracających pęcherzy po bieganiu, z pewnością można je polecić.
American dream w biegowych skarpetkach
Tomek: Gdybym miał jednym słowem określić testowane przeze mnie WRIGHTSOCK, użyłbym z pewnością określenia – przełomowe. A to dlatego, że żaden z testowanych przeze mnie modeli (a okrążyłem już równik w przeróżnych skarpetkach), nie zrobił na mnie tak pozytywnego wrażenia jak ten. Nieco egzotyczna firma z USA okazała się wyznacznikiem jakości, jakiej do tej pory nie znałem. Miękkość, stabilność i termika w najlepszym wykonaniu. Kiedyś myślałem, że 50zł za parę skarpet to cena zdecydowanie zbyt wysoka. Od tego testu będę chyba jednak patrzył inaczej na tę kwestię, bo gdybym miał oddać 3-4 pary nowych skarpetek innej firmy po 12zł za sztukę, to bez wahania zamieniłbym je na jedną parę WRIGHTSOCK. I tylko zbliżająca się zima powstrzymuje mnie przed intensywnym użytkowaniem ich przez te najtrudniejsze pogodowo miesiące. Chcę je oszczędzić na wiosnę, by w sezonie biegać w dobrych skarpetkach, choć po tych testach domyślam się, że ani śnieg, ani mróz, ani wilgoć nie wyrządziłyby im większej szkody. Jednak z produktami takiej jakości jest trochę jak z luksusowymi samochodami, masz pewność, że raczej się nic się w nich nie ma prawa zepsuć, jednak najmniejsza ryska na lakierze potrafi skutecznie zranić serce. Dlatego na zimę WRIGHTSOCK idą do szafy.
Ola: Ja natomiast znalazłam złoty środek na moje przemarzające stopy, więc zamierzam go stosować szczególnie w zimie.
Za umożliwienie testu dziękujemy sklepowi k180.pl – kadencja180.pl