Spis treści
Słyszeliście o wodoodpornych produktach dla biegaczy? Pewnie! Każdy z nas kojarzy nazwę Gore-tex i doskonale wie, że produkty oznakowane metką z tym hasłem nie powinny przepuszczać wody pod żadnym pozorem. Membranę tę stosuje się głównie przy produkcji ostatniej warstwy ubrań (kurtki, spodnie) lub dozbraja nią buty. Na rynku są jednak producenci, którzy idą dalej i wykorzystują membrany przy dość niespodziewanych produktach, przy okazji unikając chwytliwej marki gore-tex.
Jak się domyślacie, nie zaczęło się od biegania ani na bieganiu nie kończy. Dexshell to marka, która powoli zdobywa rynek sportów ekstremalnych produkując wodoodporne rękawice, czapki oraz skarpety. Za nieprzepuszczanie wilgoci odpowiada membrana Porelle, a wnosząc po informacjach zawartych na stronie, akcesoria przydadzą się rowerzystom, wielbicielom górskich wycieczek, wędkarzom, kajakarzom, narciarzom i snowboardzistom, a także – co dla nas oczywiste – biegaczom. W Polsce głównym sezonem zainteresowania tymi produktami będą deszczowe okresy, gdy na zewnątrz nie brakuje kałuż bądź śniegu, choć w przypadku sportów wodnych możemy mówić o całorocznej przydatności. Właściwie to po intensywnych opadach, przy pewnym błocie na trasie, maniacy biegania mogą założyć skarpety Dexshella również latem. Nie bez znaczenia będzie także fakt, że jednocześnie każdy produkt tej marki chroni nas przed wiatrem. No dobrze, ale czy oby producent nie proponuje nam foliowego worka odzianego w skarpetę? Cóż, zobaczymy…
[youtube]ihsXEK9_6oI[/youtube]Wszystkie wymienione akcesoria występują w kilku odsłonach. Różnią się grubością i właściwościami, z czym warto się zapoznać przed kupnem. Obiektem moich zainteresowań są skarpety Coolvent Lite Sock, rękawice Thermfit Glove i czapka Blue Stripe. Zacznę w wymienionej kolejności, bowiem wydaje mi się, że skarpety to mimo wszystko najciekawsza dla biegaczy propozycja Dexshella.
Klasyczne rozwiązania
Większość biegaczy planujących dłuższe zimowe biegi stosuje klasyczne rozwiązanie – buty z membraną Gore-Tex i krótsze bądź dłuższe stuptuty. Zaletą takich butów jest nieprzepuszczalność wilgoci, natomiast wadą fakt, że nie chronią nas one przed wodą (w różnej formie), która sięga powyżej kostek bądź po prostu wlewa się górą. W zimowych, górskich warunkach nietrudno o kilkanaście centymetrów śniegu, tym bardziej, że trasy części biegów przecinają strumienie. Nie wspominając już o warunkach podczas odwilży.
Receptą na to miały być stuptuty, które oplatają buta od góry i sięgają powyżej kostek, zapewniając, że woda nie dostanie się do buta od góry. Czy w takim razie buty goreteksowe i stuptuty to rozwiązanie idealne? Niestety, ale nie. W praktyce okazuje się bowiem, że część stuptutów nie jest dostosowana do butów biegowych i na odwrót – buty nie są odpowiednio wyprofilowane do nałożenia pasków utrzymujących nakładki na miejscu. Kończy się to permanentnym przesuwaniem się nakładki lub jej zniszczeniem. Warto wspomnieć też o kosztach takiego zestawu: buty z membraną są najczęściej kilkadziesiąt złotych droższe od modeli klasycznych, a firmowe stuptuty to wydatek około 70-80 zł. Przy czym żywotność tych butów jest najczęściej dokładnie taka sama jak w przypadku zwykłego obuwia biegowego i po kilkuset kilometrach w górach najprawdopodobniej będą nadawały się do wymiany.
Dlaczego skarpety są lepsze?
Powodów jest kilka. Przede wszystkim, jednym produktem zastępujemy dwa wymienione powyżej. Z racji tego, że skarpeta z membraną nie przepuszcza wody, jest doskonałym zamiennikiem buta z membraną. W związku z tym, że jest od buta dużo wyższa, zastępuje także stuptuty, gdyż sięga do mniej więcej tej samej wysokości (mówię oczywiście o modelach biegowych, a nie trekkingowych sięgających do kolan). Po drugie, jest wygodniejsza w użytkowaniu. O ile najpewniej nie odczujemy różnicy w komforcie użytkowania butów z membraną w stosunku do zwykłych modeli, to kombinowanie: zakładać stuptuty czy nie, kiedy i czy ewentualnie ściągać, niepotrzebnie zajmuje nam głowę. Po trzecie, choć na pierwszy rzut oka cena skarpet nie jest niska, to przy zestawieniu z ceną zestawu buty+stuptuty, biorąc pod uwagę, że buty z membraną zniszczą się tak szybko jak każde inne, jest to naprawdę cena niewielka.
Co – oprócz membrany – różni je od klasycznych skarpet?
Obecnie, niezależnie od pory roku, wśród biegaczy największą popularnością cieszą się krótkie skarpety (tzw. stopki) lub modele kończące się nad kostką. Skarpety Dexshella sięgają do łydek, co ma sens z użytkowego punktu widzenia. To jednak błahostka, przejdźmy dalej. Model ten grubością przypomina skarpety proponowane biegaczom na zimę. Nie są bardzo grube, ale wyraźnie grubsze od standardowych.
Zastosowanie membrany ma jednak wpływ na inną, ważną cechę, która z początku wydawała mi się znaczącą wadą tego modelu – te skarpety nie opinają stóp tak dokładnie, jak klasyczne modele oparte na kilku ściągaczach. Widząc ten efekt po raz pierwszy, byłem przekonany, że bieg w nich skończy się pęcherzami i obtarciami. Jestem zwolennikiem jak najcieńszych i najbardziej opinających stopy skarpet, a ten model dokładnie te dwie cechy pomija. Na szczęście okazało się, że ich swoista bezkształtność i fakt, że nie przylegają dokładnie do skóry, nie miała wpływu na wygodę użytkowania, o czym jeszcze wspomnę.
Pora wskoczyć w śnieg
Sam pomysł na sprawienie sobie skarpet wodoodpornych wiązał się z zimowymi planami startowymi. Podczas gdy większość biegaczy wciąż jest na etapie budowania formy, ja w kalendarzu zapisane miałem trzy imprezy: Zamieć – 24 godzinny ultramaraton na Skrzyczne, Ultramaraton Hrabstwa Kłodzkiego i Zimowy Ultramaraton Karkonoski. Należało więc przyłożyć się do długich treningów w terenie i przygotować sprzęt na same starty. Skarpety i rękawiczki Dexshella miały stanowić jedną z nowości w moim arsenale. Jak się sprawdziły?
Większość treningów przygotowawczych trwała ok. 2,5-3 godzin. Najczęściej w śniegu, choć nie brakowało też błota i sporych kałuż. W trakcie tych biegów nie żałowałem sobie kontaktu z wilgocią, umyślnie wbiegając w największe kałuże, a skarpety… niewzruszone! Moje wodne harce robiły zaskakujące wrażenie na znajomych, a ja jednego mogłem być pewien: te skarpety autentycznie nie przepuszczają ani kropli wody i w przypadku długich treningów w śniegu czy błocie jest to efekt nieoceniony. Podobnie pozytywne wrażenie wywarł na mnie efekt „zastąpienia stuptutów”. W głębokim śniegu, który spotkał mnie na 40 kilometrowym wybieganiu w Górach Sowich ani przez chwilę nie czułem, by śnieg lub wilgoć dostawała się w newralgiczne miejsca. Co więcej, wbrew pozorom stopy nie pocą się w tych skarpetach bardziej niż w klasycznych modelach. Lekko spocona stopa po 5-6 godzinach biegu w śniegu, w porównaniu do zmarszczonych od wody stóp, które do tej pory kojarzyłem z takimi treningami, naprawdę robi wrażenie.
Na zawodach wszystko musi grać
Nie inaczej było przy okazji startów, choć w tym przypadku pomocny okazał się patent, który sprzedał mi znajomy mający wcześniej kontakt z Dexshellami. Podczas ponad 22 godzin biegania w trakcie Zamieci ani razu nie zmieniłem skarpet Dexshella, choć wszyscy inni zawodnicy swoje skarpety zmieniali właściwie po każdej pętli. Okazało się jednak (na szczęście już podczas wcześniejszych treningów, a nie na zawodach), że najcieńszy z oferowanych przez firmę modeli nie jest przesadnie ciepły, na co zaradziłem lekkimi, bawełnianymi stopkami, które wkładałem pod Dexshelle. Z jednej strony miałem pełną wodoodporność, z drugiej było mi cieplej, a z trzeciej… bawełniana skarpetka wchłaniała pot ze stopy i uczucie komfortu było już pełne. Ten sam patent zastosowałem podczas kolejnego biegu ultra. Podczas ponad 10,5 godzin biegu także nie miałem powodu, żeby zmieniać skarpety, choć śnieg na trasie miejscami sięgał kolan. Pozostali zawodnicy oczywiście swoje skarpety zmieniali na przepakach. Muszę uczciwie zaznaczyć jednak, że model, z którym miałem do czynienia był najchłodniejszym z proponowanych przez Dexshella skarpet. Każdy inny jest o stopień cieplejszy, przez co dodatkowe stópki mogłyby okazać się zbędne.
Czeka mnie w nich jeszcze jeden start i pewnie sporo treningów, ale jestem już pewny, że te skarpety w stu procentach spełniają założone zadanie.
Ulepimy bałwana
Pełną wodoodpornością wykazały się także rękawiczki Dexshella. Model, którego używam dość mocno opina dłonie, a stronę chwytającą nakropiono gumą by poprawić trzymanie. Rękawiczki nie są przesadnie ciepłe, więc korzystałem z nich przede wszystkim na treningach – przy około dwóch godzinach biegu spisywały się bardzo dobrze. Na trasy zawodów zabierałem ze sobą modele znacznie cieplejsze (na Zamieć wziąłem po prostu rękawice snowboardowe). Można śmiało potraktować je jako swoistą „pierwszą warstwę” na dłonie i przy sporych mrozach nałożyć na nie grubsze rękawiczki. To rozwiązanie przypomina patent ze skarpetami i łączy wodoodporność z ciepłem. Warto zaznaczyć, że przez zastosowaną membranę są one mniej elastyczne niż zwykłe bawełniane rękawiczki, jednak są także dużo bardziej wytrzymałe. Gwałtowny kontakt ze zmrożonym śniegiem (który można krótko nazwać upadkiem), nie robił na nich wrażenia, a z doświadczenia wiem, że zwykłe rękawiczki często poddają się w takich przypadkach.
Czapa z pomponem to fundament stylu!
Na deser zostawiłem czapkę. Z nią akurat miałem najkrótszą przygodę, ponieważ dotarła do mnie niedawno, więc w kilku tylko słowach opiszę pierwsze spostrzeżenia. Po pierwsze, wizualnie bardzo mi się podoba. Odbiega od klasycznych, czarnych mycek, a pompon na pewno sprawi, że będziemy lepiej widoczni na szlaku. Walory wizualne pozostawiam jednak do waszej oceny (Dexshell proponuje także czapki o typowym dla biegaczy kroju). Ważniejsze jest to, że czapka jest doskonale wiatroszczelna. To z kolei ukazuje zalety zastosowanej membrany z zupełnie innej strony. Pewnie nie zdarzy nam się wpaść głową w głęboki śnieg, a przy sporym deszczu i przemoczonych ciuchach, suchy czubek głowy nie zrobi na nas wrażenia, więc wodoodporność w przypadku czapki ma mniejsze znaczenie, za to wiatroodporność jest kluczowa! Ponadto czapka jest bardzo ciepła, co z pewnością stawia ją w grupie sprzętu typowo zimowego. Domyślam się jednak, że część modeli jest pod tym względem nieco lżejsza. Na szczęście wysoki poziom trzymania ciepła nie odbija się w drugą stronę – nie zdarzyło mi się, by głowa w tej czapce pociła mi się mocniej niż zazwyczaj.
Warto? Wszystko zależy od waszych celów…
Przechodząc do podsumowania, należy podkreślić, że akcesoria Dexshella są – choć to określenie może zabrzmieć dziwnie – specjalistyczne. Najpewniej nie przydadzą się one tym z Was, którzy 99% czasu treningowego spędzają w mieście (zakładając, że chodniki są w miarę regularnie odśnieżane). Za to będą doskonałym rozwiązaniem dla wszystkich, którzy mimo deszczowej aury, nie zamierzają rezygnować z treningów w terenie. Skarpety, moim zdaniem, są idealną i w dłuższej perspektywie znacznie tańszą alternatywą dla zestawu: buty z gore-texem+stuptuty. Chronią przed wilgocią, nie podrażniają stóp i nie są przesadnie ciepłe, dzięki czemu posłużą także w czasie odwilży. Będą świetnym elementem wyposażenia przy długich wycieczkach pieszych w górach. Rękawice jako biegacz potraktowałbym jako dodatek – z jednej strony spełniają założone przez producenta zadania, ale przy naszych treningach nie będą miały wielu okazji, by się wykazać. Czapka z kolei sprawdzi się nawet na co dzień. Jest naprawdę ciepła, miła dla oka i w stu procentach chroni przed wiatrem.
Jeżeli zima nie jest dla Was okresem odpoczynku i lubicie biegi trailowe, to koniecznie sprawdźcie ofertę Dexshella. Nieczęsto można napisać, że dany produkt w stu procentach spełnia swoje zadania, w tym przypadku właśnie tak jest.