Jakiś czas temu, wpadło mi w ręce parę porcji żeli energetycznych Squeezy. Pomimo tego, że zaniechałem już jakiś czas temu permanentnego używania suplementów diety czy też MRP (meal replacements), postanowiłem przetestować je na własnej skórze. Akurat przygotowywałem się do startu w kilku verticalach górskich. Długie wybiegania weekendowe są w moim stałym programie treningowym – podczas nich dokonywałem testów i bezpośredniego używania powierzonych mi produktów. Wybrałem ten rodzaj treningu, ponieważ był i jest dla mnie najbardziej wymagający pod względem odżywiania w tym właśnie dniu.
W skład żelu wchodzą (kolejność jak na opakowaniu):
- maltodekstryna,
- woda,
- fruktoza,
- aromat,
- regulator kwasowości : kwas cytrynowy,
- konserwanty: sorbinian potasu, cytrynian sodu, chlorek sodu, cytynian potasu,
- Przeciwutleniacz: kwas askorbinowy.
Podstawowym składnikiem żelu jest maltodektryna. Jest co wielocukier, powstający podczas enzymatycznej hydrolizy skrobi. Co ciekawe – posiadający wyższy indeks glikemiczny od glukozy, bo aż 110. Zaletą jej zastosowania w suplemencie, nazwijmy go dalej “biegowym” jest to, że w przeciwieństwie do glukozy nie tworzy hiperosmotycznych dużych cząsteczek, zalegających długo w przewodzie pokarmowym. Dzięki temu, można przyjąć jednorazowo nawet 3 porcje żelu bez narażania się na przykrości ze strony przewodu pokarmowego – przyjąć stosunkowo dużą porcję energii, bez ryzyka “zmulenia” czy też “zasłodzenia” się.
Fruktoza – pełni w produkcie rolę słodzika, jako że sama maltodekstryna nie jest w smaku wystarczająco słodka, aby zapewnić słodkość standardową dla żeli biegowych. Posiada niski indeks glikemiczny – 20, wchłania się do krwi ponad 5 razy wolniej niż maltodekstryna. Jej minusem jest dość kontrowersyjny wpływ na tycie – w większych ilościach otłuszcza wątrobę. Osobiście uważam, że można by zastąpić ją w produkcie za pomocą stevii – popularnego słodzika pochodzenia roślinnego.
Słodkość produktu jest dla mnie wystarczająca. Osobiście nie lubię za słodkich żeli, ulepków wykręcających buzię podczas zażywania. Squeezy jednak posiada bardzo dobry poziom słodkości, za który ręczę. Nie jest ani za słodki, ani za mdły.
Aromat – do dyspozycji otrzymałem żele o aromatach: banana, maliny, cytryny oraz…pomidora. Z tych czterech najlepiej wypadła malina, potem na drugim miejscu plasowały się banan i pomidor. Cytryna była ok, ale jej smak był nieco za bardzo nachalny. Banan i malina do złudzenia przypominały naturalne aromaty, pomidor natomiast jest znakomitym rozwiązaniem dla osób, które nie są fanami słodkości. Smak żelu przypomina nieco koncentrat pomidorowy, jest lekko kwaskowaty – idealny na treningi w gorące dni, zero „zamuły”.
Regulatorem kwasowości – użytym w produkcie jest kwas cytrynowy. Dodatkowo pełni on funkcję delikatnie obniżającą słodkość produktu. Nie jest on najlepszym rozwiązaniem dla osób mających wrażliwe żołądki – może podrażniać, ale z drugiej strony jest konserwantem w miarę naturalnym, związkiem występującym powszechnie w owocach kwaśnych, podobnież kwas askorbinowy – czyli wszystkim znana witamina C. Użyta tutaj jako przeciwutleniacz, oraz chlorek sodu – użyty jako konserwant, prawdopodobnie jako stabilizator poziomu bakterii – oby tylko takie konserwanty były stosowane w przemyśle.
Konserwanty – uważam, że o ile użycie cytrynianów chlorku i potasu jako stabilizatorów nie wpływa negatywnie na wartościowość produktu, o tyle zastosowanie sorbinianu potasu może być tutaj kontrowersyjne. W żelu stosowany jest przede wszystkim jako neutralizator dla grzybów i drożdży – chroni produkt przed fermentacją, dzięki temu wydłuża jego datę przydatności do spożycia. Ekonomicznie poprawne, natomiast żywieniowo niekoniecznie.
Treningi:
Suplementy – żele stosowałem przed oraz w trakcie treningów długich – ok. 3, 4 godzinnych wybiegań w górach oraz startów – 16 i 10 km. Odczuwalny wzrost poziomu energii i siły po zażyciu 1 saszetki żelu wystarczył mi na ok. 40 min biegu o średniej intensywności. Po tym czasie odczuwałem już braki w poziomie cukru. Odczucie oczywiście jest subiektywne. Jak na biegacza ważę sporo – prawie 80 kg, więc i w piecu więcej węgla się spala. Optymalne dla mnie były więc 2 żele co 40 – 50 minut. Podczas startów na krótszych dystansach żele sprawdziły się bardzo fajnie.
Podczas biegu na Babią Górę ( 10km +1250 m) zużyłem tylko jeden żel na 15 min przed startem, a na szczycie czułem się wciąż bardzo dobrze (1h30min niemal litego biegu, bez podchodzenia. Wolno, ale krokiem biegowym). Saszetka jest wygodna w użyciu. Waży na tyle mało, że jej obecność w nerce lub torbie biegowej jest nieodczuwalna. Minusem natomiast, jest brak możliwości ponownego zamknięcia opakowania. Parę razy wyciekło mi parę kropel po użyciu, z pozornie pustego opakowania, przez co nieco kleiła się zawartość torby.