Przygotowania przebiegały bezproblemowo, starty kontrolne a było ich cztery wypadały bardzo dobrze. Ustanowiłem nowe życiówki na 10km i w HM, co utwierdzało minie tylko w przekonaniu, że jestem w dobrej dyspozycji.
Ale po kolei.
Na maraton wybrałem się w towarzystwie innych trzech kolegów, z którymi byłem już rok temu na maratonie w Wiedniu, więc towarzystwo już dograne co gwarantowało pomyślność wyjazdu. Na miejscu w Hamburgu byliśmy już piątek po południu. Po krótkim odpoczynku i zjedzeniu późnego obiadu wybraliśmy się na krótki 5km rozruch. Wcześniej przespacerowaliśmy się też na start/metę. O 22 jesteśmy już w łóżku. W sobotę pobudka o 8ej i po zjedzeniu śniadaniu wybieramy się na targi. Nie musimy też dużo jeździć po Hamburgu, bo jedziemy zaledwie dwa przystanki S-Bahną na dworzec główny, a stamtąd jeżdżą już co 10min specjalne autobusy dowożące maratończyków na miejsce targów. Oczywiście w ten sam sposób wracamy do naszego hostelu.
Cały czas jestem spokojny i raczej pewny tego co chcę nabiegać (2:45). Na targach każę sobie wydrukować rozpiskę z międzyczasami właśnie na taki wynik, którą później zakładam na rękę. Wieczorem wybieram się jeszcze z jednym z kolegów na krótki spacer na miejsce startu. Po 21ej jesteśmy już w łóżkach. Noc przebiega całkiem spokojnie. Pobudka w dniu startu przed 6:00. Maratońskie śniadanie i zanim udajemy się na miejsce startu pozostaje jeszcze trochę czasu na ostatnią koncentrację. Martwi mnie trochę, bezchmurne niebo, co zwiastowało dość ciepły dzień i podmuchy wiatru
Po krótkiej rozgrzewce, idę już o 8:30 z kolegą na miejsce startu. Tak wczesne pójście na start jest związane z wcześniejszą nauczką z Berlina, wtedy poszedłem zbyt późno i nie mogłem już się dostać do swojego bloku. Tym razem nie mam żadnych problemów z dotarciem do swojego sektora. Okazuję się, że jestem nawet za wcześnie bo mój sektor jest prawie pusty. W pewnym sensie czuję się też trochę wyróżniony bo mam sektor A, który ma zaledwie 3mtr szerokości, co znaczyło, że jest bardzo mało zawodników startujących z tego sektora. W sektorze cały czas się dogrzewam. Po chwili poznaję głos przemawiającego Tigera. Kolega, który jest w sektorze B woła mnie i mówi że Tiger stoi przede mną na wprost. I rzeczywiście tak było. Ktoś z obsługi maratonu prowadził z Nim wywiad. Po udaje mi się również, klepnąć go w ramię i przybić piątkę. Później udziela wywiadu dla SAT1, wykorzystuję to i ustawiam się za Nim aby być nagranym.
Wreszcie nadchodzi długo wyczekiwany moment startu. Pierwsze 5km nie biegnie mi się zbyt rewelacyjnie. Czuję jakieś sztywne piszczele i pomimo, że biegnę z Garminem to nie mogę złapać odpowiedniego rytmu. Po maratonie dochodzę już do wniosku, że powodem mogło być to, że nie zrobiłem ani jednego rytmu, byłem tak zabsorbowany dotarciem na start. Jednak po 5km biegnie się już całkiem dobrze i komfortowo. Udaje się też podłapać jakąś grupkę, co też nie jest zbyt trudne, bo przecież biegnie 15tys ludzi. Do 21 km nic praktycznie się nie dzieje, odhaczam tylko poszczególne kilometry. Co jakiś czas kontroluję prędkość na garminie czy biegnę na wyznaczony czas, poza tym garmin łapie mi kilometry więc można powiedzieć że miałem wszystko pod kontrolą. Właściwie nie czuję zmęczenia – mówię sobie jest dobrze. Jednocześnie jestem bardzo skoncentrowany, nie marnotrawię sił. Niektóre odcinki trasy są tak obstawione kibicami, że ich obecność oklaski, doping powoduję że samoistnie przyspieszam i równocześnie przechodzą przeze mnie ciarki. Jednak wiem, że nie wolno mi za mocno przyspieszyć, mam za zadanie dobiec do 30km z jak najmniejszą stratą sił, bo maraton zaczyna się przecież po 30km. Jednak po minięciu półmetka postanawiam troszeczkę podkręcić tempo. Od tego momentu biegnę już sam do samego końca i zaczynam wyprzedać ludzi którzy przecenili swoje możliwości. Praktycznie od 21 km nikt mnie już nie wyprzedził poza jednym maratończykiem, który na 28km dość łatwo mnie przeszedł pokazując jednocześnie, że mam się dołączyć. Odmawiam, bo to nie jeszcze czas na takie harce. Jak się 4km dalej okaże to już ja wyprzedzam tego zawodnika. Zaczynam też stopniowo dochodzić pierwsze lepsze zawodniczki w sumie wyprzedziłem chyba sześć kobiet wraz z Kenijką na 40km. Na 30km zaczynają mnie pobolewać trochę „czwórki” ale nie odbija się to znacząco na prędkości. Na 32km zerkam na zegarek i już prawie jestem pewien, że rekord miasta stanie się moim udziałem. Pomimo że to jeszcze 10km do mety, to czuję się na tyle dobrze, co pozwala mi tak sądzić. Wyprzedzam kolejnych zawodników co dodaje mi więcej sił już nie wspominając o oklaskach i dopingu ludzi krzyczących moje imię. W dalszym ciągu kontroluję czas i wychodzi mi, że biegnę na 2:45. Na 38km jestem już pewien, że do czego tak dążyłem przez 2,5 roku stanie się faktem. Ktoś mi jeszcze podaje kubek z wodą i krzyczy: Du schaffst es! Mówię sobie wiem, wiem, że dam radę! Na ostatnich 100 metrach podrywam się jeszcze do ostrego finiszu, aby udało się połamać 2:46. Po przekroczeniu linii mety mam łzy w oczach i mówię sobie wreszcie dokonałeś to, co chciałeś. Przy okazji spełniłem jeszcze dwa inne założenia, wejście w „setkę” i zameldowanie się na mecie jako pierwszy Polak. Można powiedzieć, że na trasie nie miałem żadnych problemów, żadnych skurczów itp.
Pozostaje pytanie czy nie dałoby się przebiec tego maratonu szybciej? Powiem tak, wiem co biegałem na treningach i ile więc wiem, że taki wynik był dla mnie optymalny gwarantujący mi równe tempo. Był to mój 7 maraton i już wiem na jaki wynik mnie stać przyjmując wynik z mocno przebiegniętego HM. Stąd taka a nie inna decyzja. Poza tym nie chciałem ryzykować lepszego wyniku, bo mogło by się okazać, że bym skończył przypadkiem na 2:48.
Co dalej? Nie wiem. Mogę teraz powiedzieć jak Justyna Kowalczyk po zdobyciu złota: Ja już nic teraz nie muszę. Przyrzekłem sobie, że będę biegał tak długo, aż nie poprawię tego rekordu.
Na zakończenie maraton w cyfrach.
- Netto: 2:45:57
- Brutto: 2:46:01
- 10km 39:23
- 10km 39:15 (1:18:38)
- 10km 39:02 (1:57:41)
- 10km 39:33 (2:37:14)
- HM 1:22:56
- HM 1:23:01
- Miejsce Open: 82
- W kat. M30: 20