Spis treści
Boracay – malutka wyspa na Filipinach, która słynie z pięknych plaż i w 2012 roku została oceniona jako jedno z naciekawszych miejsc wypoczynkowych na świecie. Jej nazwa, jak głosi jedna z teorii, pochodzi od słowa „bora”, które w języku autochtonów oznacza „bąbelki”. Nie wiem, czy w tym kierunku szły skojarzenia producentów odświeżonego modelu z linii New Balance Fresh Foam, ale ostateczny efekt ich prac może w moim odczuciu konkurować pod względem komfortu z wypoczynkiem na plaży.
Słowem wstępu – kilka podstawowych informacji
W przeciwieństwie do niedawno recenzowanego na naszych łamach modelu Zante, Boracay nie są reklamowane jako buty bardzo dynamiczne i predestynowane do pokonywania przede wszystkim szybszych treningów. Przedstawia się je raczej jako klasyczne treningówki, choć i od tych różni je przynajmniej jeden detal – niski spadek między piętą i przodostopiem, który wynosi 4 mm. Można oczywiście w tym kontekście pisać o „wspieraniu naturalnego przetoczenia stopy”, ale mam nadzieję, że w takie cuda retoryki nikt już nie wierzy. Ważne, że dzięki temu nasza sylwetka jest bliższa ideałowi, gdy stoimy prosto.
Ponadto, but na pierwszy rzut oka wydaje się masywny, do czego gromko przyczynia się spora warstwa pianki w podeszwie. Pod przodostopiem znajdziemy 18, a pod piętą 22 mm słoniny, której struktura – zgodnie z zapewnieniami producenta – powinna zapewniać dobrą amortyzację niezależnie od tego czy lądujemy na pięcie, czy na śródstopiu. But w rozmiarze 42 (US 9) waży około 255 g, co stawia go w połowie stawki między lekkimi treningówkami (jak NB890, czy wspomniane Zante), a np. czołgami ze stajni Asicsa (choćby popularnymi Nimbusami i Cumulusami).
Język nie jest wszyty w cholewkę, ale zawiera w połowie długości szlufkę, która przy przesznurowaniu zapobiega jego przesuwaniu. Jest też dość długi, do czego New Balance już nas przyzwyczaił. Zapiętek jest utwardzony mniej więcej do połowy wysokości i uzbrojony w dwa niewielkie, choć spełniające swe zadanie, odblaski. Podeszwa Boracay wykonana jest z jednego kawałka gumy i gęsto ponacinana, by uzyskać efekt wielokątów, a wkładka Ortholite to dodatkowe kilka milimetrów amortyzacji.
Mierzenie i pierwsze wrażenie – te hasła nie bez powodu się rymują
W przypadku butów NB dziwi mnie, jak bardzo kolejne modele różnią się między sobą budową cholewki. Wydawać by się mogło, że to oczywiste, w końcu buty startowe, trailowe i treningowe powinny zapewniać nieco inny poziom trzymania stopy w każdym przypadku, ale w NB szczególnie mocno odbija się to na czuciu rozmiaru. Mogę zmierzyć dwa modele w tym samym rozmiarze i jeden będzie za mały, a drugi idealny. To tylko przypomina, że buty najlepiej porządnie zmierzyć przed kupnem.
Na szczęście Boracaye rozmiarowo wpisują się w kategorię „idealne”, ale o samym dopasowaniu warto napisać coś więcej. New Balance w linii Fresh Foam stara się czerpać z rozwiązań, które spopularyzowały buty minimalistyczne, stąd w Boracayach i w Zante możemy liczyć na spore połacie miejsca w części przedniej i mocniejsze dopasowanie na wysokości sznurówek. Dzięki temu palce mogą swobodnie pracować podczas stawiania kroku i minimalizujemy ryzyko wszelkich obtarć. Idąc dalej – zapiętek jest dodatkowo wypchany u samego szczytu, dzięki czemu pięta mocno spoczywa w bucie. Są jednak od tego wyjątki, o czym jeszcze wspomnę. Wagi buta w ogóle nie czuć, a lekkie podwinięcie podeszwy na wysokości pięty na szczęśnie nie odbija się na komforcie chodzenia (choć nie rozumiem dlaczego producenci – nie tylko NB, ale i np. Nike – stosują takie rozwiązanie).
To, co niedźwiadki lubią najbardziej – lecimy z treningiem
Pora na najważniejsze, czyli jak Fresh Foam Boracay radzą sobie na treningach. Po pierwsze i najważniejsze – są naprawdę mocno amortyzowane. W kontekście dotychczasowych doświadczeń z pianką Fresh Foam spotkanie z Boracay może wręcz zszokować. Miękkością podeszwy daleko odbiegają od zeszłorocznych NB980 czy NBZante. Co ciekawe, duża amortyzacja nie dotyczy tylko części piętowej, ale i przodu buta, co z mojego punktu widzenia jest dużo ważniejsze. Szczerze mówiąc, do tej pory nie trafiłem na drugi model, który miałby równie mocno amortyzowane śródstopie. Gdy z kolei testowo przebiegłem się na pięcie, to czułem się, jakbym biegł po łóżku. To uczucie pojawia się nawet podczas zwykłego spaceru. Wielbiciele „poduszkowców” będą wniebowzięci.
Przekłada się to na wyjątkowy komfort podczas lekkich treningów. Biegi regeneracyjne i pierwszy zakres jeszcze nigdy nie przebiegały w podobnym komforcie. Sprawa komplikuje się jednak, gdy zaczynamy biec szybciej. Klepanie asfaltu w okolicach 3:40-4:00/km nie sprawiało jeszcze większych problemów, ale stumetrowe rytmy na stadionie pokazały jasno, że Boracaye przy dużych prędkościach i na miękkim podłożu tracą urok. Utrzymywanie w nich wysokiego tempa przypominało wyścig wielkim miejskim SUVem po wąskiej i szybkiej trasie – w takich warunkach potrzebujemy jednak niskiego zawieszenia i większej dynamiki.
Nie pędź w tych kapciach!
Wróćmy na chwilę do tematu zapiętka i cholewki. Wyjątkiem od mocnego trzymania pięty są właśnie szybkie treningi – jeżeli nie zamierzacie zawiązać obuwia aż do ostatniej dziurki, to liczcie się z tym, że stopa będzie się przesuwała do przodu, a pięta zacznie lekko skakać. Wówczas zgrubienie u jej szczytu nie zda się na wiele. Na szczęście odpowiednie zasznurowanie eliminuje ten problem, choć nie jestem fanem natłoku sznurowadeł na podbiciu stopy, które powinno mieć luz do pracy przy każdym kroku.
Skoro było już o przesuwaniu się stóp, to warto jeszcze dopisać, że przy wysokich tempach siatka słabo utrzymuje je na zakrętach. Wzmocnienia na cholewce są tak sprytnie zaprojektowane, że minimalizują możliwość pęknięcia siatki, ale obniżają też jej sztywność. Czuć to wyraźnie, gdy zestawimy jej elastyczność ze sztywnością podeszwy. To dość paradoksalne, ale mimo niesamowitej miękkości podczas nacisku Boracaye tylko nieznacznie dadzą się ugiąć w rękach,. To pewnie „wina” grubości podeszwy.
W deszczu, w parku, w błocie
Fresh Foam Boracay komfortowo prowadzą się po parkowych, ubitych ścieżkach. Luźne kamyczki nie wpływają na pewność odbicia, podobnie jak niewielkie błoto. Gęsto, ale lekko ponacinana podeszwa z jednego kawałka gumy sprawia, że dużą powierzchnią atakujemy glebę i od razu przechodzimy do następnego kroku. Bez problemów pobiegamy w nich także w deszczu. Siatka jest na tyle gęsta, że nie wpuści od razu wilgoci do środka, a z drugiej strony bardzo poprawnie wentyluje. Testowane wcześniej Zante są znacznie przewiewniejsze, ale być może to właśnie sprawi, że Boracaye sprawdzą się także zimą.
Doskonałe w swojej klasie
Pora zejść z wysokiego C i przestać oceniać te buty pod kątem prędkości. W końcu nie zostały one stworzone do ścigania na krótkich dystansach, ale do trenowania na co dzień i… w tym sprawdzają się świetnie! Jak już wspominałem, do tej pory nie trafiłem na równie wygodne buty do spokojnych i lekkich treningów. „Kapciowatość” przy niskich tempach wychodzi NB Boracay na plus i nie muszę wówczas korzystać z pełnej gamy dziurek do sznurowadeł. To świetny wybór także dla tych, którzy chcieliby popracować nad techniką biegu. Przy tak mocno amortyzowanym przodzie buta nie nadwyrężymy sobie stóp, gdy zaczniemy lądować na śródstopiu. Problemem byłaby jedynie niska elastyczność, ale biegacz o większej wadze pewnie nawet nie zwróci na nią uwagi. Zaletą jest także brak jakichkolwiek przetarć czy śladów użytkowania po ok. 300 km treningu. Guma podeszwy tylko nieznacznie się starła, a poza tym buty są jak nowe.
Choć NB Fresh Foam Boracay nie są tak intensywnie reklamowane jak Zante, to dla większości biegaczy-amatorów będzie to lepszy wybór. Wysoka amortyzacja i wytrzymałość to w końcu cechy kluczowe dla butów treningowych do codziennego użytku.