Granice fascynują. Od 2014 roku ultramaratończycy bezskutecznie próbowali uporać się z biegiem 6xBabia Góra rozgrywanym w ramach Regatta Ultramaraton. Żaden zawodnik nie zdołał ukończyć go w limicie 17 godzin. W 2017 roku w końcu się udało – Krzysztof Dołęgowski przekroczył linię mety w czasie 16 godzin i 6 minut!
Listy z wynikami najdłuższego dystansu w ramach Regatta Ultramaraton Babia Góra świecą pustkami – widnieje na nich kilka międzyczasów z punktów kontrolnych, ale najbardziej rzucają się w oczy „DNF” przy nazwiskach zawodników. „Did not finish” oznacza, że żadnemu z nich nie udało się ukończyć biegu. A jeśli nawet zdołali dobiec do mety, to nie mieścili się w limicie czasu określonym przez organizatora. Mieli 17 godzin, aby pokonać dystans 107 km z łączną sumą przewyższeń około 7800m. Bieg posiada 5 punktów ITRA (International Trail Running Association), co wskazuje na bardzo wysoki poziom trudności. Wystarczy wspomnieć, że tyle samo ma słynne UTMB (Ultra Trail du Mont Blanc)! Aby zmieścić się w limicie, należało biec średnim tempem ok 9:25 min/km, co w płaskim terenie oznacza po prostu spacer. A jednak znani ultramaratończycy – Lucjan Chorąży czy Robert Celiński – nie dawali rady sprostać temu wyzwaniu. Co przeszkadzało tym najszybszym? I czy sześciokrotne zdobycie Babiej Góry w butach biegowych jest w ogóle możliwe? A może 17 godzinny limit to po prostu fanaberia organizatora? Takie pytania zadał sobie Krzysztof Dołęgowski, który postanowił zaryzykować i stawić czoła Babiej Górze.
Kim jest ów śmiałek, któremu udało się sprostać 17-godzinnemu limitowi?
Krzysztof Dołęgowski to doświadczony ultramaratończyk i zawodnik rajdów przygodowych. Nie tylko biega, ale również pisze o bieganiu – jest współautorem książki “Szczęśliwi biegają ULTRA” i przez wiele lat pracował jako zastępca redaktora naczelnego magazynu Bieganie. Jest organizatorem imprez biegowych, m.in. Chudego Wawrzyńca, Monte Kazury i Wilczych Groni. Jako pierwszy Polak pokonał słynną angielską Bob Graham Round, był w pierwszej 50 na Marathon Des Sables, zajął wysokie miejsce w UTMB i wielokrotnie stawał na najwyższym stopniu podium Kieratu – setki na orientację. Doskonałe predyspozycje i rozbudowane biegowe CV to jednak nie wszystko. Aby ukończyć Ultramaraton 6xBabia Góra, potrzebny był jeszcze przemyślany plan treningowy.
Bezpośrednie przygotowanie do startu trwało 3 miesiące. Krzysztof Dołęgowski rozpisał sobie plan treningowy, który dało się zmieścić w jednej linijce: marzec 15 000, kwiecień 20 000, maj 25 000. Chodziło o sumę metrów w pionie, kilometry pokonywane na płaskim się nie liczyły. Krzysztof biegał wyłącznie w górach i na sporych przewyższeniach. W tygodniu pokonywał około 4000 metrów pod górę. Oznaczało to jedną dłuższą wycieczkę (ok. 1000m przewyższenia) i kilka mniejszych (po 600m czy 450m). W okresie przygotowawczym zrezygnował z udziału w innych zawodach, aby nie zakłócać zbierania metrów i nie wytrącać się z rytmu – żadnych maratonów, żadnych ultra po drodze.
10 czerwca 2017 r. tylko 10 mężczyzn stanęło na starcie ultramaratonu 6xBabia Góra. Większość amatorów górskiego biegania zdecydowała się na krótsze trasy. W ramach imprezy rozgrywane były jeszcze: półmaraton, maraton, 3xBabia Góra (tu również obowiązuje limit 17h!), 4xBabia Góra, 5xBabia Góra. Pogoda nie rozpieszczała zawodników – przez większość dnia zmagali się z upałem, a deszcz zaczął padać dopiero pod koniec. Aby nie było zbyt monotonnie, trasa na szczyt wiodła po kilku różnych szlakach. Taktyka Krzysztofa Dołęgowskiego sprawdziła się w 100% – zawodnik nie skupiał się na rywalizacji z innymi, ale koncentrował się na walce z magiczną barierą 17 godzin i samym sobą. Przewaga nad limitem rosła w miarę upływającego dystansu, choć oczywiście trudno tu mówić o biegu z narastającą prędkością. W połowie trasy nikt go już nie gonił, a reszta stawki – podobnie jak to miało miejsce w poprzednich edycjach – odpadła z rywalizacji i nie ukończyła biegu.
Dołęgowski przekroczył linię mety w czasie 16 godzin i 6 minut i tym samym przeszedł do historii imprezy jako pierwszy człowiek, któremu udało się zmieścić w regulaminowym czasie. Pierwszy rekordzista trasy 6xBabia Góra musiał odchorować swój niezwykły wyczyn. Jak sam przyznał: „Wiem, że moje nogi są teraz na mnie wściekłe. Wiem, że jeszcze przez parę dni będę kulał. Ale wspomnienia zostaną. Babia Góra już nigdy nie będzie dla mnie taka sama”.