Covid-19. Nazwę tę zapamiętają wszyscy. Bez wyjątku. Nawet małe dzieci, które obecnie mają lat 5. Przez wirusa kryjącego się pod tym zwrotem, nasz świat, jaki znaliśmy do tej pory, wywrócił się do góry nogami. W dosłownym i przenośnym tego słowa znaczeniu. Bieganie i jego popularność cofnęła się w naszym kraju minimum o dekadę, pada lub padnie wiele biznesów z nim związanych, ludzie na potęgę przestają uprawiać dyscyplinę, która jeszcze nie tak dawno wywoływała wypieki na ich policzkach.
Wcale się nie dziwię. Mówię ci szczerze. Nie dziwię się, bo z końcem września przebiegłem maraton w życiowym tempie 4:22 min/km, a z początkiem listopada, gdy piszę te słowa, wszystko muszę zacząć od nowa. Covid mnie nie oszczędził. Niestety. Przebiegnięcie 5 kilometrów to mega wyzwanie, a i w głowie nie wszystko wydaje się działać tak, jak należy, ale to pozwól rozwinę niebawem.
Ocena strat
Medialne doniesienia, rosnące słupki zachorowań, stan psychozy, jakiej podlegamy, to wszystko nie pomaga, aby się pozbierać, a wręcz szkodzi, bo podkopuje naszą wiarę w to, że w ogóle warto podejmować jakikolwiek wysiłek. No tak już mamy. Pogódź się z tym, to pierwszy krok, aby poczynić jakiekolwiek zmiany. Pogódź się z tym, że musisz zrobić kilka kroków wstecz, a im szybciej je uczynisz, tym szybciej wrócisz do sytuacji przed chorobą.
W moim przypadku Covid miał przebieg początkowo bardzo gwałtowny. W dosłownie godzinę ze zdrowego człowieka, moje samopoczucie uległo zniszczeniu. Bolało mnie wszystko, co mogło boleć. Mięśnie, skóra, włosy i paznokcie. Potrwało to około 15 godzin, po czym te symptomy ustąpiły na rzecz rozwolnienia, by w końcu zmienić się w delikatny, ale uporczywy kaszel. Wraz z kaszlem pojawił się ból zatok, ale taki ból zatok, jakiego nigdy nie doświadczyłem – przez około 12 godzin z oczu ciekły mi łzy, nie mogłem patrzeć, ani na niczym się skupić. Przez cały okres leczenia łykałem jedynie witaminy: D, B, B12, C, żelazo, neosine duo i syrop stodal. W zasadzie dopiero, gdy pojawił się katar, zatoki zaczęły się odblokowywać. Im więcej zostawało w chusteczkach, tym lepiej się czułem. Całość potrwała około 10 dni.
Po tych 10 dniach, uzyskaniu pozytywnego wyniku i stwierdzeniu go również u mojej żony, dorzucono mi dodatkowe 10 dni izolacji, z racji stwierdzenia choroby u członka rodziny, co oczywiście jest ewidentnym kuriozum, bo żona zachorowała szybciej, a ja jedynie miałem wcześniej zrobiony wynik na obecność. Nie ma to jednak nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.
Ocenę strat rozpocząłem od wyjścia na możliwie najkrótszą pętelkę, jaką mam wkoło domu – 6km. Po dosłownie jednym kilometrze chciałem wracać do domu. Pikawa nie nadążała, nogi jak z galarety i totalny brak sił. Oczywiście zrobiłem te zaplanowane 6km, ale nie miało to absolutnie nic wspólnego ze zdrowym rozsądkiem.
Włączyłem w zegarku PULSOKSYMETR i zacząłem go obserwować. Ten mierzy natlenowanie krwi i jak powiedział jeden z lekarzy w wywiadzie, który oglądałem, gdy poziom spadnie poniżej 90% wzywaj karetkę. Mój utrzymywał się na niebywale niskim poziomie 91-92%, po dwóch tygodniach od podjęcia treningów zaczął się poprawiać – wskoczył na 97%. Bywały jednak i pomiary, gdy pokazywał 88 i faktycznie odzwierciedlało to samopoczucie – czułem się jak zbity pies.
Plan działania
Skoro jest aż tak źle i samo raczej nie przejdzie, jeśli temu nie pomogę, pomyślałem, że trzeba podejść do tego nieco bardziej metodologicznie.
Wizyta u kardiologa po Covid-19
Zacznij od EKG i USG serca – umówiłem się na ekg i usg serca. Całość badania potrwała 30 minut, koszt około 200 złotych. Lekarz nie stwierdził żadnych anomalii, może poza niegroźną minimalną niedomykalnością zastawki trójdzielnej, którą określił jako normę u maratończyków. Tu nie powiem, czy to faktycznie jest niegroźne i powszechne, powtarzam jedynie opinię lekarza.
Dlaczego poszedłem do kardiologa? Bo mam ciągłe uczucie jakby słoń mi siedział na klatce piersiowej. I tu krótka dygresja.
Rozmawiałem ostatnio z kolegą, który miał również stwierdzonego Covida, ale przeszedł to bezobjawowo w trakcie choroby. Natomiast po “wyleczeniu” dostrzega bardzo częste zaniki pamięci. Zapomina o prostych rzeczach, a nawet zdarzyło mu się, że żądał zapłaty za usługę od klienta, który raz już mu za nią zapłacił. Kupa śmiechu przy tym była.
Wracając do mojego kardiologa.
Podzielił się wnioskami, że bardzo często pacjenci, których bada pocovidowo, wykazują pewne symptomy neurologiczne – jednym z nich może być mój słoń na klatce piersiowej.
Naturalnie zakres badań, jakie powinieneś wykonać będzie proporcjonalnie szerszy, w zależności od tego, jak przeszedłeś Covida. Gorąco polecam ci lekturę naszego nadwornego fizjologa Szczepana Wiechy, który pisze o rodzaju badań, w zależności od utrzymywania się symptomów choroby.
Treningi
Nie spiesz się! Niech ta zasada przyświeca ci na każdym kroku wychodzenia z choroby. Daj sobie czas, ale i bacznie obserwuj swoje ciało:
- co się dzieje z oddechem,
- jak zmienia się tętno w trakcie wysiłku – czy podczas biegu szybko rośnie, a po przejściu do marszu utrzymuje się czy spada,
- jak zachowują się twoje mięśnie,
- jakie jest twoje samopoczucie.
To wszystko ma znaczenie, bo i pozwoli ci określić rytm.
Co sprawdziło się w moim przypadku?
Po pierwszym treningu wiedziałem, że jestem w rozsypce: nie mogłem złapać oddechu, brakowało mi powietrza, tętno było kosmicznie wysokie, pomimo iż truchtałem skrajnie wolno, mięśnie bardzo szybko robiły się galaretowate i pozbawione sił (i to już po 1km truchtu), samopoczucie było do bani.
Taka prosta ocena pozwoliła mi wypracować mierniki, dzięki którym wiedziałem, że idziemy w dobrym kierunku. Na ich podstawie wypracowałem sobie prostą metodę.
Wychodzę z domu na godzinę – po prostu poruszać się!
I to cała tajemnica.
Na pierwszym takim treningu zrobiłem wraz z żoną 6km – ot zwykły spacer. Na kolejnym kilkaset metrów więcej. Trochę marszu, odrobinka biegu. To nie musi być nic regularnego – ot zwykłe sterowanie samopoczuciem. Nogi robią się miękkie, oddech jest przyspieszony – przechodzę do marszu. Czuję się ok – truchtam. Byle to trwało godzinę.
Z treningu na trening zauważysz, że ten dystans się zmienia. Rośnie. Tętno średnie z całego treningu jest nieco niższe – to da ci motywację. Powtórz to początkowo 3-4 razy na tydzień. Do czasu, aż nie dojdziesz do zrobienia tym spokojnym truchtem 10km bez ewidentej potrzeby przejścia do marszu, która jest oznaką zbyt forsownego tempa. W każdym przypadku to może być inna jednostka czasu: 3, 4, 7 tygodni. Nie staraj się przekraczać tych 60 minut, pozwól, aby ta cała zaraza utleniła się wraz z wydychanym powietrzem, a na to potrzeba czasu. 10km w 60 minut to tempo 6 min/km – pamiętaj, że ja rozbiegania przed chorobą biegałem po 5:30 min/km – u Ciebie mogło to wyglądać odrobinę inaczej – nie spinaj się zatem, że to ma być właśnie tyle. Znajdź swój rytm, określ swoje tempo, a wrócisz do formy szybciej, niż ci się wydaje.
Tydzień | Trening | Uwagi |
Tydzień 1 | Spacer 60 minut | Nie przechodź na razie do biegu, nawet jeżeli będzie cię ciągnąć. Powtórz ten trening minimum 3 razy przez cały tydzień. Tempo spaceru ma być bardzo spokojne – przypomnij mięśniom do czego służą. |
Tydzień 2 | Spacer 60 minut | Nie przechodź na razie do biegu, nawet jeżeli będzie cię ciągnąć. Powtórz ten trening minimum 3 razy przez cały tydzień. Tempo spaceru ma być raźne, masz poczuć zmęczenie. Idź energicznie. |
Tydzień 3 | Marszobieg 60 minut | Pierwszy kwadrans poświęć na rozgrzanie organizmu, idź szybko i energicznie. Dopiero po tym czasie zacznij wplatać elementy biegu – z nogi na nogę, z nogi na nogę. Nie spiesz się. Przy pierwszych objawach: podniesione tętno, przyspieszony oddech przechodź do marszu – nie forsuj tempa, ten marsz ma być odpoczynkiem, traktuj go jako spacer. |
Tydzień 4 | Marszobieg 60 minut | Wydłużaj fazy biegu, kosztem skracania marszów. Przerwy odpoczynkowe w marszu niech będą robione energicznie. Powtórz ten trening 3-4 razy na tydzień. |
Takie cztery tygodnie to w zupełności wystarczająca faza przejściowa, zanim ponownie wrócisz do biegania na swoim poziomie. Z tygodnia na tydzień będziesz czuć się lepiej i powinny to potwierdzać wskazania pulsometru, pulsoksymetru, o ile używasz, i samopoczucia. Trzymam kciuki za ciebie, za twój owocny powrót i brak jakichkolwiek pocovidowych powikłań.
Jeśli masz swoje doświadczenia i spostrzeżenia odnośnie Covida i dochodzenia do formy, koniecznie się z nimi podziel przez system komentarzy, który znajdziesz poniżej.
Przemku, rozwiniesz temat słonia na klatce? Jestem miesiąc po zachorowaniu i nie znalazłem dotąd stwierdzenia lepiej oddającego to co czuję, niż właśnie słoń na klatce. Czuje się ogólnie dobrze, pulsoksymetr w dni nietreningowe pokazuje wyniki na poziomie 95-96, ale tak bywalo i przed covidem. Z tego co widzę po moim bieganiu i jeździe na trenażerze, wydolność nie spadła, ponieważ około 10 dni po zachorowaniu wróciłem do lekkich treningów rowerowych.
Słoń z klatki jednak nie schodzi. W weekend zrobiłem przerwę od wszelkiego cardio, ale po 60 minutach lekkiego roweru w poniedziałek, we wtorek znów słoń usiadł. Wykonałem pocovidowe RTG płuc, które nie wykazało zmian, nie słychać ich także przez stetoskop.
Co zrobić, biorąc pod uwagę Twoje doświadczenie: nie przejmować się słoniem i mimo tego trenować z małą intensywnością, czy zrobić kilka dni przerwy od wszelkich ćwiczeń i czekać na poprawę?
Przemku, minęło już trochę czasu od kiedy napisałeś artykuł i nagraliście podcast – czy mógłbyś opisać Twoją obecną sytuację. Co tam u Ciebie? Jak trenujesz? Jak z formą? Widzisz światełko w tunelu?
Wracam do treningu po covidzie i nie jest lekko. Sporo z tego co piszesz się potwierdza, ale chciałbym znać perspektywę.
Artykuł napisany. Niebawem publikacja 🙂
I jak, czytałeś?
Hej, czytałem, czytałem. Dzięki za podzielenie się doświadczeniem. Miałem podobnie, choć u mnie forma akurat szybko wróciła. Lekarz również stwierdził “niegroźną minimalną niedomykalnością zastawki trójdzielnej” 😉
Gorzej u mnie było z układem nie wiem czy dobrze to nazwę neurologicznym, np. zaburzenia równowagi, krótkotrwałe zaburzenia pamięci. Chyba już wyszedłem ze wszystkiego, ale nie chciałbym przeżyć tego jeszcze raz. Trzymajmy się zdrowo!
to bardzo się cieszę, trzymam kciuki za jesienne wyniki 🙂
Witaj Przemku,
Obecnie przechodzę wirusa i u mnie też jest bardzo kiepsko….
Jednak wielkie dzięki za artykuł, gdyż będę po zakończeniu kwarantanny mógł rozpisać sobie powrót do biegania.
Wielkie dzięki i dużo zdrowia.
Krzysiek
Cześć Krzysztof,
w tym przypadku powiedzenie “co nas nie zabije, to nas wzmocni” ma wyjątkowy wydźwięk. Trzymam kciuki za powrót.
Szykuję się do napisania drugiej części artykułu, bo przez ostatnie 2 tygodnie nasunęło mi się sporo nowych wniosków.
Cześć! Czy druga część artykułu powstała? Sądzę, że zainteresowanych może być więcej niż Ci się wydaje 🙁
Sławku, postaram się go zrobić w następnym tygodniu.
Powstała, udało Ci się do niego dotrzeć?
Dziś byłam na pierwszym biegu po wyjściu z izolacji, która zakończyłam dwa dni temu. U mnie COVID przebiegł łagodnie jedynie utrata węchu, smaku, bóle mięśnie i ból oczu. Biegłam 5 km na samopoczucie i było super, aż sama jestem zaskoczona. 😀