To góry są od lat terenem, który kojarzy się ze wspinaniem na szczyt i walką z samym sobą. Chodzenie po górach stanowi wyzwanie dla osób, które szukają spełnienia i stawiają przed sobą jasne, ambitne cele. Bieganie po górach to takie samo wyzwanie, podniesione do kwadratu.
To góry są od lat terenem, który kojarzy się ze wspinaniem na szczyt i walką z samym sobą. Chodzenie po górach stanowi wyzwanie dla osób, które szukają spełnienia i stawiają przed sobą jasne, ambitne cele. Bieganie po górach to takie samo wyzwanie, podniesione do kwadratu.
Otaczający nas świat pełen jest wyzwań. Sfera rodzinna, życie zawodowe, wreszcie czas wolny są obszarami, na których stajemy do zawodów. Próbujemy, rywalizujemy, staramy się przekraczać siebie i doskonalić. Właśnie z podejmowaniem wyzwań kojarzy się nam współcześnie pojęcie „aktywnego życia”. Przyjęło się sądzić, że im więcej pól rywalizacji, tym dana osoba jest bardziej interesująca i przebojowa. Im ktoś żyje szybciej, tym żyje pełniej.
Właśnie w ten sposób traktowany jest dziś – przez osoby aktywne – sport. Osoby, które realizują się w pracy, ale pragną doświadczyć siebie w pełniejszy sposób, wybierają sport, jako pole sprawdzenia siebie, dotknięcia swojej fizyczności, ale w dużo większej mierze pole auroprezentacji oraz walki. Dlatego mało kto uprawia szermierkę, jazdę konną, pchnięcie kulą. To musi być od razu coś ze sportów ekstremalnych: skoki spadochronowe, triatlon, w najgorszym razie snowboard. Taka sama tendencja dotyczy biegania, sportu łatwo dostępnego, sportu dla mas, którego osobie żyjącej „na maxa” w czystej postaci uprawiać nie wypada.
Obecny wysyp imprez biegowych typu ultra, rajdów w błocie, wyścigów w kopalniach i po schodach dowodzi, że bieganie na klasycznych dystansach jest w odwrocie. Po pokonaniu pierwszych w życiu 10 km, zaraz zapisujemy się na maraton. Mimo że truchtamy go w 5 godzin (lub po drodze, zgodnie z odkrywczą doktryną Gallowaya, zaczynamy iść, kiedy tylko się zmęczymy) – od razu mamy ochotę na Bieg Katorżnika. Gdy przeczołgamy się w bagnie i z dumą odbierzemy puchar za udział, mamy ochotę na triatlon. Tymczasem warto zatrzymać się w pół drogi i zastanowić, czy zaliczanie kolejnych imprez jest tak naprawdę jakimkolwiek sprawdzianem naszych możliwości i czymś nadzwyczajnym. Przecież rajdy ekstremalne kończą tysiące osób, z wpisowego na bieg w kopalni można by kupić jaguara. Wpadamy w szpony biznesu biegopodobnego, który wmawia nam, że jesteśmy wyjątkowi i dokonaliśmy czegoś niezwykłego. Nasza kondycja stoi w miejscu, co najwyżej dumnie wymieniamy się w towarzystwie informacjami o kontuzjach, które pojawić się musiały, bo zwyczajnie nie byliśmy przygotowani na wysiłek, który sobie zaserwowaliśmy.
Powrót do korzeni naturalnej dla człowieka aktywności, jaką jest bieganie to najzdrowsza z dostępnych reaktywacji. Niemal każdy zdrowy człowiek, ze względu na rezerwy energetyczne organizmu, może pokonać dystans maratonu. Nie każdy z nas jednak potrafi zrobić to biegiem.
Oto prawdziwe wyzwanie – poprawianie się i rywalizacja z innymi w zawodach, do których staje cały świat. Systematyczne doskonalenie się w bieganiu to wyścig po zdrowie i rzeczywisty sprawdzian naszych możliwości psychofizycznych. Aby tego doświadczyć, nie trzeba startować w mistrzostwach w biegu tyłem lub wokół stołu. Można się sprawdzić i polepszyć choćby poprzez zmianę krajobrazu oraz kształtu podłoża. „W góry, w góry, miły bracie, tam przygoda czeka na cię!” – nawoływał Seweryn Goszczyński już w XIX wieku, zachwycony urokiem tatrzańskich turni.
To właśnie góry są od lat terenem, który kojarzy się z wspinaniem na szczyt i walką z samym sobą. Chodzenie po górach stanowi wyzwanie dla osób, które szukają spełnienia i stawiają przed sobą jasne, ambitne cele. Bieganie po górach to takie samo wyzwanie, podniesione do kwadratu.
Każdy zatem biegacz, chcąc być biegaczem do kwadratu – winien porzucić pokusę biegopodobnych imprez quasisportowych i choć raz podjąć wyzwanie biegania po prawdziwych górach.