Moja historia z bieganiem zaczęła się 25 lat temu. Kto by przypuszczał, że pasja, którą kochałem odbierze mi wszystko to co było dla mnie najważniejsze. Życie pisze najlepsze scenariusze, ale dlaczego odegranie głównej roli w tym melodramacie przypadło właśnie mi?
Maciek, lat 43
Na treningi wychodziłem trzy razy w tygodniu, przeważnie w towarzystwie przyjaciela Kuby. Żona Gosia tą godzinną rozłąkę znosiła dzielnie, oddając się projektowaniu wnętrz. Pewnego razu wróciwszy z samotnego treningu zastałem „przyjaciela” Kubę z moją Gosią w drzwiach. Gośka miała kamienny wyraz twarzy mówiąc, że między nami koniec, bo zaczyna swoje nowe życie u boku… Kuby. To był dla mnie szok! Trudno mi opisać co wtedy czułem. Zbyt wiele pytań naraz kłębiło się w moich myślach. Stałem sparaliżowany. Nie potrafiłem wykrztusić z siebie ani jednego słowa. Tylko moje oczy dawały minimalne symptomy życia, błędnie szukając ratunku w oczach Gosi i Kuby.
Następnego dnia zaszyłem się w swojej norze, jak lis szukający schronienia przed srogim mrozem. Straciłem sens życia. Nic nie było takie jak dawniej. Barwy tego świata były szare, ponure, bez wyrazu. Może gdybym nie zwierzał się Kubie, nie opowiadałbym o żonie, to może by do tego nie doszło? Gdybym nie biegał to miałbym ją przy sobie! Ten zestaw pytań męczył mnie ponad rok. Do biegania nabrałem wstrętu. Czas nieubłaganie mijał.
Pewnego dnia przypomniałem sobie słowa mojego nauczyciela cyt. „Bądź wierny swojej pasji, bo ona nigdy Ciebie nie zawiedzie, tak jak mogą zrobić to ludzie”. Po dwóch latach założyłem buty i udałem się na trzy kilometrowy marszobieg. Nieważny był dystans i tempo. Ważne było to, że na nowo cieszyłem się światem, otoczeniem i wolnością. To byłem dawny ja, pełen energii i werwy!
Bogatszy o nowe doświadczenie wyznaczyłem sobie cel – półmaraton w Warszawie. Zawody ukończyłem. Za ten wyczyn otrzymałem pamiątkowy medal, ale nagroda dopiero na mnie czekała. Podczas biegu zaczepiła mnie sympatyczna brunetka. Po paru kilometrach wspólnej walki na trasie dowiedziałem się, że kroku dotrzymuję Iwonie. Na mecie, którą minęliśmy razem zaprosiłem ją na trening. Zgodziła się.
Czas na spotkaniu rozpłynął się w powietrzu, prawa fizyki nie istniały. Trzy godziny spędzone razem minęły jak mrugnięcie oka. Czułem się jakbym znowu miał 15 lat! Motylki w brzuchu… Kto by pomyślał, że faceci w moim wieku mogą mieć takie doznania. Był to najlepszy dzień i trening w moim całym życiu! Z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że byłem głupcem. Obarczałem bieganie jako pasję, która zniszczyła moje życie. Dzisiaj wiem, że dzięki bieganiu czerpię pełnię radości z życia u boku Iwony. Z uśmiechem na ustach wspominam słowa mojego nauczyciela, z którymi całkowicie się zgadzam.
„Bądź wierny swojej pasji, bo ona nigdy Ciebie nie zawiedzie, tak jak mogą zrobić to ludzie”. Dodam od siebie tylko tyle, że bieganie jest lekiem na całe zło…