Spis treści
7. Półmaraton Warszawski stanął pod znakiem rekordu frekwencji. Pomimo porywistego wiatru i wymagającej trasy padło wiele rekordów życiowych. Jednymi słowy, magiczna 7. edycja połówki w stolicy to ogromny sukces organizacyjny i świetna zapowiedź kolejnych biegów, które miejmy nadzieję przyciągną do Warszawy biegaczy z całej Europy.
Po raz pierwszy w historii zwycięzcą Półmaratonu Warszawskiego został Polak. Przypomnijmy, że w sześciu wcześniejszych edycjach najlepsi byli Kenijczycy. Zwycięzcą 7. edycji PW został Arkadiusz Gardzielewski reprezentujący WKS Śląsk Wrocław. Arek był bliski poprawienia rekordu życiowego, do jego najlepszego wyniku zabrakło mu 2 sekund… Ostatecznie wojskowy wicemistrz świata w maratonie zatrzymał zegar na 1:03.30 Zapewne gdyby nie silny, porywisty wiatr życiówka w cuglach zostałaby poprawiona. Drugi na mecie zameldował się Yared Shegumo, naturalizowany reprezentant Polski urodzony w Etiopii wraca do szybkiego biegania. Co prawda dzisiaj do zwycięzcy zabrakło mu 45 sekund, natomiast to z pewnością nie wszystko na co stać Yareda, wcześniej specjalizującego się w biegu na 3000 m (Yared jest aktualnym rekordzistą kraju na 3000 m pod dachem).
Trzecie miejsce zajął Mariusz Giżyński, który pomimo problemów zdrowotnych w przygotowaniach do sezonu zdołał poprawić rekord życiowy. Oto co napisał Mariusz po biegu:
„Jestem już po zawodach, ostrym wyścigu, najważniejszym teście, najcięższym wysiłku w treningu do Maratonu. Jakie dał odpowiedzi? Jestem dobry :). Nie rewelacyjny, nie ma co przesadzać, bo 1:05 muszę mieć „po drodze” w Rotterdamie za 3 tygodnie. Dzisiaj jednak nie myślałem o Maratonie, tylko o walce o jak najlepszy wynik i miejsce w Warszawie. Uwielbiam tak duże imprezy, po dużych ulicach miasta, kiedy na trasie są kibice, kiedy biegnie się w czołówce i walczy o najwyższe pozycje”. – więcej przemyśleń Mariusza przeczytacie na jego oficjalnej stronie www.mariuszgizynski.pl.
Po biegu rozmawialiśmy również z piątym na mecie Arturem Kernem, który pomimo wymagającej trasy i wietrznej aury poprawił swój rekord życiowy o niespełna 3 minuty. Przypomnijmy, że kilkanaście dni temu, Artur zajął 4. miejsce w… Halowych Mistrzostwach Polski w Spale na dystansie 3000 m! Oto co powiedział Artur po starcie:
Nie miałem w planie startu w stolicy. Kiedy dowiedziałem się, że organizatorzy połówki w Warszawie mocno promują Polaków i dla najlepszych przewidziane są spore nagrody pieniężne zdecydowałem, że wystartuję. Myślę, że strategia promocji najlepszych biegaczy w Polsce wyjdzie wszystkim na dobre, nie tylko organizatorom. Trasa trudna (w szczególności we znaki dał się podbieg na Agrykoli), było naprawdę bardzo wietrznie, w szczególności na starcie. Poza tym biegło mi się bardzo dobrze, jestem zaskoczony swoją formą w tym sezonie. Trenuję tylko raz dziennie, ostatnie dwa lata poświęcałem całą swoją uwagę treningowi, nie pracując na etacie. Od kilku miesięcy pracuję na pełen etat mocno trenując, zima w moich okolicach nie była łaskawa, mimo to biję rekordy życiowe na zawołanie. To na pewno cieszy i mobilizuje. Kolejnym przystankiem w tegorocznych startach będą mistrzostwa Polski w Mikołowie na dystansie 10000 m. Po połówce daję sobie chwile wytchnienia i biorę się do realizowania 12 jednostek treningowych w tygodniu. Celem jest złoty medal.
Wśród kobiet triumfowała Volha Mazurenok (1:14:25). W ramach 7. Półmaratonu Warszawskiego rozegrano Mistrzostwa Polski kobiet w półmaratonie. Mistrzynią, została debiutująca na tym dystansie Aleksandra Jawor (1:14:36) z CKS Budowlani Częstochowa. Druga na mecie zameldowała się Agnieszka Gortel-Maciuk, najniższy stopień podium przypadł Izabeli Trzaskalskiej. Warto wspomnieć o 6. miejscu, które zajęła Dominika Stelmach. Dominika podobnie jak Artur Kern (5. na mecie) pracuje na pełen etat, na dodatek jest mamą, a jak dobrze wiemy, już samo bycie mamą to nie lada wyzwanie… Dominice nie straszne są jednak żadne przeszkody, pomimo napiętego grafika, reprezentantka Entre.pl ściga się na wysokim poziomie w stawce wyczynowych zawodniczek.
Wrażenia zawodników
O wrażenia po biegu postanowiłem zapytać zaprzyjaźnionych biegaczy z tras biegowych.
Magdalena Skarzyńska
Organizację oceniam dosyć dobrze. Ustawienie stref startowych, oznaczenie trasy, punkty z napojami, liczba peacemakerów, depozyty – wszystko było OK. Na minus mogę zaliczyć małą liczbę przebieralni, większość panów przebierała się po prostu w podziemiach stadionu. Również ilość toalet na stadionie (na zewnątrz było ich dosyć sporo) była dosyć skromna i sama osobiście spędziłam kilkanaście minut w kolejce, przez co musiałam skrócić rozgrzewkę. Ze względu na dużą ilość biegaczy gromadzących się na starcie ciężko było wykonać przebieżki podczas rozgrzewki tuż przed startem. Pewnie w strefach 0 i 1, gdzie liczba osób nie była duża nie stanowiło to problemu, jednak strefie 2 już tak, a nie wolno było przejść nawet na chwilę do wyższej strefy. Oczywiście teoretycznie, bo zdarzało mi się wyprzedzać osoby ze strefy 3, które zabłądziły za daleko. Do mankamentów można zaliczyć dekorację, która planowo rozpoczynała się dość wcześnie, niestety jak to bywa przy okazji biegów ulicznych, ostatecznie się nieco opóźniła.
Bardzo fajną sprawą była możliwość masażu. Po takim długim biegu jest się mocno zmęczonym, mnie najbardziej bolały łydki, masaż pomaga w regeneracji i pozwala zrelaksować się po wysiłku, bo jest bardzo przyjemny. Jeżeli chodzi o trasę, była fajna pod względem widokowym. Ciekawa była możliwość przebiegnięcia przez teren wojskowy Cytadeli Warszawskiej. Jednocześnie trasa nie była lekka… Wiatr był dość silny i nie sprzyjał biegaczom. Łatwo nie było też ze względu na ciężki długi podbieg na Agrykolę umiejscowiony na ok. 14 kilometrze, po którym zaczynała się prawdziwa walka. Sporo kilometrów już za nami, a trzeba wbiec pod górę, potem utrzymać tempo i przyspieszyć na koniec. Krótki podbieg na most pod sam koniec trasy też był męczący, bo niby to już końcówka 1-2 km do mety, a tu jeszcze pod górę…
Bardzo pozytywna była atmosfera na trasie. Wielu przechodniów kibicowało biegaczom. Szczególnie wspierali oni kobiety, które stanowiiły zdecydowaną mniejszość. Ja biegłam na wynik 1h 30min, więc często byłam jedyną kobietą w zasięgu wzroku. Czołówka pań biegła daleko z przodu, a mniej zaawansowane amatorki zostały w tyle. Od strony biegaczy też można było spotkać się z miłym komentarzem i zachętą do dalszej walki.
Pozytywny akcent to również oprawa muzyczna trasy, co kilka kilometrów można było słyszeć dopingującą muzykę. Szczególnie fajni byli bębniarze na podbiegach, którzy pomagali w trzymaniu rytmu pod górkę oraz chór Sound’n’Grace, który przy akompaniamencie chipów śpiewał w tunelu w okolicy 10 km.
Ogólnie jestem zadowolona. To był mój pierwszy półmaraton i od razu polubiłam ten dystans. Byłam dobrze przygotowana, a mimo to się stresowałam, bo to w końcu debiut. Udało mi się osiągnąć zamierzony cel, czyli pobiec poniżej 1h 30min, choć miałam co do tego obawy, bo musiałam pobiec szybszym tempem niż dotychczas 10, czy 15 km. Nabawiłam się odcisków na stopie które utrudniały mi bieg przez większą część trasy, ale było warto. Udało się i to jest najważniejsze, a przy okazji udało się też poprawić wyniki na 10 i 15 km.
Teraz pora zaplanować kolejne starty na tym i innych dystansach. I kto wie, może maraton na jesieni to realny pomysł.
Bartosz Matczak – animator biegania w grupie biegowej EDC Runners.
(Bartek jest ambitnym biegaczem amatorem, który do biegu przygotowywał się wg myśli treningowej Jacka Danielsa, mentora w dziedzinie treningu biegaczy na świecie. Postanowiliśmy zweryfikować jego postanowienia startowe;)).
Przygotowania rozpocząłem w listopadzie. Kilkanaście tygodni rzetelnego treningu dawały podstawy, by myśleć o życiówce. Z drugiej strony – ostatnie dwa tygodnie to służbowy wyjazd do Azji, problemy z gardłem i poważne trudności z jakimkolwiek treningiem. W tygodniu startowym – tylko jeden trening. To nie jest mój sposób na budowanie dobrego samopoczucia przed startem. Dlatego, o 9:45 stanąłem na starcie niepewny tego, co przyniosą najbliższe godziny. Sam start – lekko chaotyczny. Ktoś zapomniał zdjąć taśmę oddzielająca elitę od pierwszej strefy, brak odliczania, ale najważniejsze – biegniemy. Pierwszy km – 3’44”. Można powiedzieć, że wolno, ale z drugiej strony – spokojnie, rozsądnie. Drugi, trzeci i czwarty podobnie, a nogi coraz cięższe. Piąty lekko z górki, następnie długa prosta z Cytadeli na Powiśle i w końcu złapałem rytm. Dalej było już tylko lepiej. Kolejne dobrze znane obrazy – tunel, Agrykola (ach, czemu tam jest zawsze pod górę!), Łazienki, Belwederska… Meta pojawiła się dużo szybciej, niż myślałem :). Trochę pokręcony dobieg, ostatnia prosta – i 1:16’31” netto. Fundacja MW przyzwyczaiła już, ze poniżej pewnego poziomu nie schodzi. Drobiazgów do poprawy trochę można znaleźć, nie zmieniają one jednak ogólnego, bardzo pozytywnego wrażenia. Świetna trasa, chociaż niesprzyjająca szybkiemu bieganiu. Słonce, trochę (za dużo) wiatru, kibice w sprawdzonych miejscach. Meta na stadionie narodowym – robi wrażenie. Na deser niespodzianka od organizatorów – meta najbliższego maratonu warszawskiego na płycie głównej stadionu. Jutro odpocznę, a od wtorku ruszam z przygotowaniami!
Mistrzostwa Polski Kobiet w Półmaratonie
- Aleksandra Jawor
- Agnieszka Gortel-Maciuk
- Izabela Trzaskalska
- Ewa Kucharska
- Katarzyna Durak
- Dominika Stelmach
- Aleksandra Jakubczak
- Karolina Pilarska
- Arleta Meloch
- Anna Wojna
7. Półmaraton Warszawski (mężczyźni)
- Arkadiusz Gardzielewski 01:03:30
- Yared Shegumo 01:04:15
- Mariusz Giżyński 01:04:19
- Marcin Chabowski 01:04:42
- Artur Kern 01:04:50
- Henadz Verkhavodkin 01:05:52
- Błażej Brzeziński 01:06:32
- Damian Pieterczyk 01:06:52
- Emil Dobrowolski 01:07:13
- Daniel Chuchała 01:08:51
7. Półmaraton Warszawski (kobiety-open)
- Volha Mazurenok 01:14:25
- Aleksandra Jawor 01:14:36
- Agnieszka Gortel-Maciuk 01:15:11
- Izabela Trzaskalska 01:16:18
- Ewa Kucharska 01:16:39
- Katarzyna Durak 01:16:53
- Dominika Stelmach 01:17:12
- Aleksandra Jakubczak 01:17:46
- Aleksandra Gierat 01:19:35
- Karolina Pilarska 01:19:41