Mała Rycerzowa, czyli młodsza siostra Chudego Wawrzyńca, to bieg rozgrywany w sierpniu, w Beskidzie Żywieckim. W tym roku zawody odbędą się 11 sierpnia i jest jeszcze garstka wolnych miejsc – zapisy znajdziecie TUTAJ. O swoich wspomnieniach ze startu na tej trasie opowiada Karolina Krawczyk, której zdjęcia z biegów na pewno widzieliście wiele razy i która wyróżnia się wśród fotografów znakomitą formą. Nie ma tutaj przypadku. Karolina też „wpadła” w bieganie, a największą miłością darzy ultramaratony. No ale dzisiaj nie o ultra mowa, a o 20 kilometrach z Rajczy do Ujsoł, przez Mładą Horę, Małą Rycerzową i Muńcuł.
Trasę Małej Rycerzowej wydrukowałabym w wielkim formacie, z wszystkimi jej charakterystykami, nazwami, z pięknym graficznym sznytem, jakim wyróżnia się komunikacja Chudego Wawrzyńca i opowiadałabym o niej żywo i z przejęciem.
Trasa ta ma w mojej ocenie wszystko, co kwalifikuje ją do pewnego rodzaju wzorcowej w ramach około 20 górskich kilometrów. Ma charakter w parametrach, z przewyższeniem +1150/-1100, które przy tym dystansie musi oddać w kilku stromych odcinkach i to przy nich może zbudować się trwała relacja z bieganiem w górach. Pamiętam mocniejszy oddech i walkę o utrzymanie intensywności, przy próbie racjonalnej oceny zasobów energii, które dobrze byłoby zachować do końca. Wszystko jak w dobrej akcji, pniesz się do góry, kalkulujesz między marszem a krokiem biegowym, mobilizujesz się, liczy się tylko dana chwila. Nie będzie drugiego rozdania.
W tym starcie, tej edycji, danym dniu jest tylko „tu i teraz”. Tak mocno wdrukowało mi się to hasło w ostatnich latach, że czasami traci na skuteczności, ale dzieje się tak, jeśli jest tylko powtarzanym zwrotem. Na zawodach dostaję życiowej siły. Nie ma drugiego momentu. Każdy krok przekłada się na wynik. A co nim jest? To co sami sobie założymy. Nie musi być sportowy, w postaci czasu, może być emocją, dobrym wspomnieniem, pokonaniem swoich oporów. Może mieć wymiar stopnia zaangażowania. Przyznam, że od kilku lat to moje główne źródło motywacji w bieganiu. Cenniejsze jest nie to co zyskuję, a jak to robię. Ogromną wartością jest właśnie zaangażowanie.
Na trasie Małej Rycerzowej można otworzyć swoje biegowe serducho i poczuć jego szybsze bicie. Bieg odbywa się w niedzielę, po głównych sobotnich startach Chudego i przy tym rozwiązaniu załapałam się na niego po całym dniu pracy z aparatem. Wsiadłam do wesołego autobusu w Ujsołach, z lekkością na plecach i w głowie, z ciekawością tego co mnie czeka na tej „krótkiej”, charakternej trasie. A dalej to już samo sedno górskiego biegania.
W pamięci mam podział dystansu na cztery odcinki. Pierwszy na siłową rozgrzewkę, do punktu odżywczego, w przeważającej części pod górę, z widokiem na Muńcuł po lewej stronie. Drugi z konkretną wyrypą przez piękny las, na końcu którego wbiega się na polanę pod Małą Rycerzową. W mojej ocenie dobrze jest mocno popracować siłowo na tym podejściu. Trzeci z konkretnym i trochę szaleńczym zbiegiem spod Małej Rycerzowej, z widokiem na Babią Górę i Pilsko, krótkim wybiciem z szybkości w postaci podbiegu w okolicach Przełęczy Kotarz i na końcu długim podejściem pod Muńcuł, który kończy się w okolicach 16. kilometra trasy.
Ostatni odcinek to zbieg odmieniany przez prawie wszystkie przypadki, z łagodną łąką przez wygodne podłoże i widokami po daleki horyzont, ze stromym fragmentem z luźnymi kamieniami, z wąskimi ścieżkami wśród zarośli, które budują w głowie większe poczucie stabilności, gdy łapie się je pędząc w stronę mety.
Cała trasa zostawiła we mnie poczucie dobrze wykonanej tak różnorodnej pracy, bez chwili na dylematy, rozmyślania, krok za krokiem przed siebie. Pięknym akcentem w tym wszystkim jest meta w Ujsołach, w kultowym już miejscu tuż za mostkiem, z przestrzenią na zatrzymanie się, odpoczynek, pogaduchy i szwendanie się tymi wszystkimi emocjami. Zabieram je później w codzienność. Dają o sobie znać i przypominają, że to co robimy w tym biegowym wymiarze dla siebie, ma sens.
Autorka: Karolina Krawczyk