No cóż, stało się. Ja, z wyboru i przekonań sięgająca po książki gdzie krew leje się często i trup ściele się gęsto, wzięłam do ręki zupełnie inny rodzaj prozy. Przed moje oczy trafiła powieść Kasi Bulicz – Kasprzak ” Dom na skraju”. W moim pierwotnym przekonaniu, książka ta miała być romansidłem o straconej miłości i złamanym sercu, a okazała się przewrotną opowieścią o splątanych ludzkich historiach i kilku złamanych sercach.
Splecione ze sobą życiowe wątki kilku kobiet tworzą „ekosystem” – jak w ogrodzie, który obok historii mieszkanek ul. Różanej, jest na pierwszym planie.
Znacie to powiedzenie, że ruch skrzydeł motyla na jednej półkuli powoduje burzę na drugim końcu świata? Tutaj tym motylem jest Marta, młoda dziewczyna, która po przykrym rozwodzie wraca do domu rodziców, by odpocząć, nabrać dystansu do swoich przeżyć i ….być może zakochać się. Bardzo się cieszę, że książka jest napisana „normalnym” językiem, bo infantylność to coś, co w moim mniemaniu, może zabić najciekawszą historię. A Marta to zwykła dziewczyna z sąsiedztwa – a takich jest już bardzo mało. Ma swoje obowiązki, które z czasem zamieniają się w przyjemność – jak na przykład pomoc w pielęgnacji ogrodu starszej pani. Ale oprócz tego, że wraca do domu rodziców, to postanawia także powrócić do swojej dawnej pasji – biegania. Chwilami, te zmagania Marty z formą biegową, przypominały mi siebie samą, chociaż Ona stanowczo prędzej niż ja wyrzeźbiła sobie łydki.
” I oto nadszedł! Dziś był ten tak bardzo oczekiwany pierwszy dzień, kiedy bieg przyniósł Marcie radość. Dotychczas czuła tylko zmęczenie. Zmuszała się do wysiłku siłą woli, bo gnuśne ciało wolałoby stać w miejscu, a najlepiej siedzieć. I to na kanapie, z książką i herbatą. Dziś to się zmieniło. Nogi wyrywały do przodu. Zachwycone swoją sprawnością zdawały się krzyczeć: „Patrzcie na nas! Jesteśmy super! Możemy tak biec po horyzont”. I ta radość przeniosła się na całe ciało, nawet twarz. Nie uświadamiając sobie tego, Marta się uśmiechała.”
Mam ochotę powiedzieć – oto ja, oto my. Codziennie głowa walczy z ciałem i kanapą. Gdy po późnym powrocie do domu z pracy czeka na mnie „drugi etat”, gdzie wszyscy czegoś ode mnie chcą, pytają i wypełniają każdą wolną chwilę, ja muszę znaleźć dla siebie ten moment, by „pobiegać za spokojem”. Pomyśleć, przemyśleć i poukładać, ale też pogadać – gdyż biegam w tempie bardzo konwersacyjnym ( i dobrze mi z tym). A potem wracam do domu „pozytywnie” zmęczona, spocona i… ” co się tak cieszysz?” – to standardowe pytanie na progu domu. Bo tak jak Marta dzisiaj mogłam więcej i szybciej, dla swojej prywatnej przyjemności.
Mieszkanki ul. Różanej to mix charakterów. Przyjaźnią się, nienawidzą, obgadują, mszczą się i podkopują grządki z rozsadami. Oto Polska w pigułce, zgadza się. Tylko, że w chwili gdy nadchodzi zagrożenie, wszelkie animozje odchodzą w cień. Stają się przeszłością, było, minęło, nie wróci.
Pielęgnują swoje przydomowe ogrody, raz z lepszym, a raz z gorszym rezultatem. Swoją drogą nie wiedziałam, że jest tyle odmian róż – wiem, że to siła sugestii, ale czytając książkę, czułam ich zapach. Dla niewprawionego w bojach ogrodnika ( jak ja ), akapity o sadzeniu np. dyni wcale nie zalatywały nudnym dydaktyzmem. Przeciwnie, w pewnym momencie pomyślałam, że mogłabym sprawdzić czy to prawda z tymi pomidorami, czosnkiem i całą resztą. Ja, motyka i ogródek? No cóż, wszystko jest możliwe.
Żyjemy w dziwnych czasach. Mnóstwo rzeczy pozwala nam zaoszczędzić czas: telefon pod ręką, samochód, pralka itp. A jednak cały czas narzekamy na jego brak. Wciąż się spieszymy i wszędzie spóźniamy ( pozdrawiam swoją bratową), usiądźmy na chwilę i poczytajmy. Kasia Bulicz – Kasprzak, autorka „Domu na skraju” ma dwie pasje. Największą jest czytanie, drugą – bieganie, jest trochę romantyczną miłośniczką roślin. Dlatego nie musi wymyślać i udawać, kombinować, żeby czytelnik wiedział, „co poeta miał na myśli”.
„Dom na skraju” to propozycja zwłaszcza dla kobiet, młodszych, ale też tych ze stażem. Dla nas, zmęczonych po treningu. Niech na chwilę wygra kanapa, herbata i ciacho.