Spis treści
Biegacze mają czasami sporo rzeczy na głowie. Przed wyjściem na trening – szczególnie zimą – należy nie tylko zadbać o dobór odpowiednich ubrań. Trzeba też zastanowić się czy warunki na zewnątrz pozwolą nam na wykonanie planu, czy skończy się tylko na lekkim truchtaniu po oblodzonych chodnikach. A kiedy jeszcze zapada zmrok i… no właśnie – baterie w czołówce wymienione, czy znowu skończę po ciemku w głębi parku? Dobrze byłoby oszczędzić sobie tej ostatniej nieprzyjemności, a pomóc mogą nam w tym akumulatory i ładowarki do czołówek Fenix.
Czołówka to nie wszystko
Od razu przyznam, że sam żyłem w nieświadomości – akumulatory były dla mnie po prostu akumulatorami, a czołówki miały dokładnie takie parametry, jakie opisał producent. Życie jest jednak nieco bardziej skomplikowane i testowanie akumulatorów Fenix szybko wyprowadziło mnie z błędu. Może się bowiem okazać, że nie wykorzystamy pełnej mocy naszej latarki, jeśli nie wyposażymy jej w odpowiednie źródło energii. Zrozumienie tych zależności wiele ułatwi w naszym biegowym życiu.
Poważne podejście do treningów po zmroku czy zawodów ultra wymaga zatem nie tylko odpowiedniego wyboru czołówki, ale i zasilania do niej.
Wygoda ładowania niemal gdziekolwiek
Na początek skupmy się na modelach, które zrobiły na mnie największe wrażenie, czyli na akumulatorach wyposażonych w wejście micro USB. Takie rozwiązanie znajdziemy zarówno w modelu ARB-L14U (typ 14500 o pojemności 1600 mAh), jak i ARB-L18U (typ 18650 o pojemnościach 2600 oraz 3500 mAh).
Wydaje się, że dodanie gniazda micro USB do akumulatora to niewiele, ale ten skromny element może Wam nie raz uratować trening. Łatwo to udowodnić na przykładzie zapewne znanym wielu z Was. Wyjeżdżacie na trening, czołówka spakowana, ale nie macie pewności czy ładowaliście akumulatory. Szybko wyciągacie ją z plecaka, sprawdzacie, jak się sprawy mają i… świeci się czerwona lampka, która wskazuje krytycznie niski poziom baterii.
Przed nami rysuje się kilka rozwiązań:
- jak już czołówka padnie, to polecę na czuja lub poświecę telefonem,
- wstąpię na stację po drodze i kupię jakiekolwiek baterie, które przetrzymają trening,
- wyciągnę ze schowka w aucie ładowarkę do telefonu i podłączę do niej akumulator, który po drodze naładuje się wystarczająco, by utrzymać moc czołówki na treningu.
Co wybieracie? Moim zdaniem trzecia opcja jest dość oczywista, i właśnie na to pozwalają akumulatory Fenix ARB-L14U oraz ARB-L18U. Ładowanie w aucie to zresztą tylko jeden ze scenariuszy, bo mając przy sobie kabel, doładujemy te ogniwa nawet z power banku. To dobra opcja podczas dłuższych wypadów w teren, także pod namioty. Koniec z szukaniem źródeł energii – mały akumulator, króki kabel, power bank, i część problemów mamy z głowy.
Jak zaznacza producent, opisywane modele pozwalają nawet na 500 cykli ładowań. Nie mówimy tu więc o sprzęcie na kilka treningów czy jeden wyjazd, ale o akumulatorach, które wytrzymają jeden lub dwa sezony solidnych biegów w terenie i po mieście.
Rozwiązanie dla tradycjonalistów
Zwolennicy zwyczajowych rozwiązań także znajdą w ofercie Fenixa coś dla siebie. Mowa o ładowarkach sieciowych ARE-C1 Plus i ARE-C2 Plus. Korzystałem z nich wyłącznie w domu, podłączając do normalnego gniazdka, ale warto zaznaczyć, że one także zadziałają w aucie. Będzie do tego potrzebna przejściówka. Należy o nią zadbać z wyprzedzeniem i trzymać ją w samochodowym schowku.
Czytelne wyświetlacze na obu ładowarkach pozwolą nam na bieżąco monitorować poziom naładowania akumulatorów, a w grę wchodzi ich dość szeroki wachlarz (litowo-jonowe typu 10440, 14500, 16340, 18650 czy 26650, a także niklowo-metalowo-wodorkowe AA i AAA).
W moim odczuciu ładowarki ARE-C1 Plus i ARE-C2 Plus będą świetnym rozwiązaniem przede wszystkim dla zwolenników świętego spokoju. Są one bowiem wyposażone w systemy zabezpieczeń, które nie pozwolą na zniszczenie naszych akumulatorów. Możemy podłączyć je i zająć się innymi sprawami. Ładowarka sama dobierze odpowiedni tryb ładowania i zrobi swoje, gdy my będziemy planować kolejne wypady.
Rozmiar możemy dobrać, kierując się również “niebiegowymi” motywami, bo przecież akumulatory wykorzystujemy także np. w aparatach cyfrowych. Jeżeli zatem po głowie chodzą Wam poważniejsze wycieczki z czołówką, a przy okazji chcielibyście przywieźć z nich setki porządnych fotek, pomyślcie o czterokanałowej ARE-C2 Plus.
MacGyver byłby pod wrażeniem
Pora na kolejną scenkę sytuacyjną – akumulator w czołówce pada, ale macie za to solidny zapas energii w telefonie czy tablecie. Wydawałoby się, że obie te kwestie nie mają ze sobą wiele wspólnego – może poza tym, że cały czas zostaje nam opcja oświetlania ścieżki telefonem, ale o tym już mówiliśmy. Sytuacja jednak zmienia się, gdy do naszego sprzętu wypadowego dorzucimy ładowarkę Fenix ARE-X2.
W tym przypadku nie jestem pewien, czy można nadal używać zwykłego terminu “ładowarka”, bo do ARE-X2 bardziej pasuje miano “menedżera energii” lub “urządzenia transferowego”. Jego działanie może polegać na ładowaniu naszych akumulatorów poprzez złącze USB, ale też na wysyłaniu energii z włożonych akumulatorów do podłączonego urządzenia. Mówiąc prosto, mamy tu do czynienia z połączeniem ładowarki i power banku, a to, jaki cel będziemy realizowali, zależy wyłącznie od podłączenia kabla USB do odpowiedniego wyjścia (IN/OUT).
Możemy zarówno doładować telefonem akumulator do czołówki, jak i na odwrót – w sytuacji krytycznej, gdy pada nam w górach telefon, ale mamy jeszcze trochę energii w akumulatorach, możemy go doładować i dzięki temu utrzymać kontakt, np. ze służbami ratunkowymi. Nikomu nie życzę spełnienia takiego scenariusza, ale pokazuje on możliwości ARE-X2.
Ładowanie i rozładowywanie można zrealizować w ramach tej samej gamy akumulatorów, co w przypadku ładowarek ARE-C1 Plus i ARE-C2 Plus. Nie będziemy tu jednak mieli możliwości tak szczegółowego odczytania danych na monitorze, bo go po prostu nie ma. Zastępują go trzy diody, które pokazują przybliżony poziom naładowania ogniw. Dla niektórych będzie to mało, ale dla mnie już dwie zapalone diody stanowiły wystarczający sygnał, że można ruszać w drogę i ani razu się nie zawiodłem. Wynika to oczywiście również z wyjątkowej pojemności samych akumulatorów, dlatego poleca się wykorzystywać te ładowarki właśnie w komplecie z ogniwami Fenix.
Złóż swój “Zestaw biegowego podróżnika”
Jak już zaznaczyłem na wstępie, możliwości współczesnych ładowarek i akumulatorów zrobiły na mnie spore wrażenie, a Fenix najprawdopodobniej dopiero rozkręca się ze swoimi produktami. Warto zatem śledzić ich poczynania, a już teraz zainteresować się sprzętem, jaki obecnie znajduje się w ofercie. Można złożyć z niego zestaw, który przyda nam się nie tylko podczas dłuższych wybiegań w terenie, wycieczek i wyjazdów biegowych. Sprawdzi się w trakcie wypadów ze znajomymi pod namioty czy na solidny trekking.
Moim “zestawem biegowego podróżnika” byłby z pewnością ten złożony z dwóch odpowiednich do czołówki akumulatorów (np. ARB-L14U) ładowanych przez USB, a do tego ładowarka/power bank ARE-X2. Ich zestawienie daje nam wszystko, czego potrzebować może biegacz i miłośnik spędzania czasu na świeżym powietrzu.