Jeszcze 100 metrów przed metą Agnieszka Janasiak zmierzała niezagrożona po zwycięstwo w Łódź Maratonie Dbam o Zdrowie. Miała kilkudziesięciometrową przewagę nad Maryną Domantsevicz z Białorusi. W bramie Atlas Areny nieoczekiwanie ugięły się pod nią nogi i upadła z impetem na ziemię.
Skrajnie wycieńczona z trudem podniosła się i zaczęła biec dalej, ale po zaledwie 30 metrach upadła ponownie. W tym momencie do hali wbiegła Maryna Domantsevich. Kiedy zobaczyła stan swojej rywalki rozpoczęła szalony finisz. Opłaciło się, bo na metę wpadła równo z Agnieszką. O tym, komu przypadnie pierwsze miejsce zadecydowała analiza z fotokomórki…! Bez wątpienia ostatnie metry maratonu w Łodzi zapisały się na kartach historii tego królewskiego dystansu w Polsce.
Prezentujemy wywiad z bohaterką Maratonu Łódzkiego, Agnieszką Janasiak.
Podczas Łódzkiego maratonu uzyskałaś wynik 2.42.20. Czy ten rezultat jest dla Ciebie satysfakcjonujący i czy spełniłaś założenia związane z tym startem?
Wynik, który uzyskałam w maratonie jest daleki od mojego rekordu życiowego 2:37:33, a tym bardziej od wyniku, do którego dążę. Biorąc pod uwagę bardzo wysoką temperaturę planowałam pobiec w granicach 2:40-2:42, czyli założenia zostały spełnione.
Faktycznie tego dnia było bardzo gorąco, a jak wiadomo skwar nie sprzyja w osiąganiu dobrych wyników na dystansie maratońskim. Jak Agnieszce Janasiak udało Ci się pokonać upał podczas biegu?
Podstawą radzenia sobie z upałem podczas biegu było częste nawadnianie, uzupełnianie elektrolitów i korzystanie z kurtyn wodnych. Tu organizacja maratonu spisała się znakomicie.
Jak widzieliśmy miałaś partnera na trasie, który prowadził Ci bieg. Możesz powiedzieć nam o szczegółach tego prowadzenia?
Pacemakerem dla kobiet był Piotr Pobłocki , który miał poprowadzić połówkę na 1h20′. Niestety dla Arlety Meloch tempo było zbyt szybkie, a zawodniczki z Ukrainy i Białorusi nie był zbyt zainteresowane bieganiem z pacemakerem.
Jak potraktowałaś start w Maratonie w Łodzi – był to dla Ciebie start docelowy, czy może po prostu sprawdzian kontrolny?
Ta impreza była startem częściowo docelowym, a częściowo startem kontrolnym. Od sierpnia 2010 do kwietnia 2011 nie biegałam z powodu poważnej kontuzji. Ten start pokazał, że stać mnie na dobre wyniki i wszystko tak naprawdę jest przede mną.
Czy Twoje tegoroczne przygotowania pod jakimś szczególnym względem różniły się od poprzednich sezonów?
Jak wcześnie wspomniałam nie biegałam około ośmiu miesięcy, a po tak długim okresie różnie wygląda powrót do sportu. Zawsze pozostaje obawa przed odnowieniem kontuzji, stąd przygotowania były bardzo spokojne, ale sukcesywne. Szczególne podziękowania dla dr Michała Walczaka i osteopaty Marcina Ganowskiego, którzy ,,postawili mnie na nogi” oraz dla firmy ,,Sudetylift” w Szklarskiej Porębie za pomoc w trakcie przygotowań do Łódź Maratonu.
Meta biegu została ustawiona w hali widowiskowej Atlas Arena. Czy przypadkiem inna nawierzchnia, która znajdowała się w hali nie spowodowała Twojego upadku? I jak ogólnie oceniasz organizację imprezy?
Trener Zbyszek Nadolski uważa, że to to właśnie zbieg do hali i śliska nawierzchnia spowodowały, ze mięśnie czworogłowe nie wytrzymały i stąd moje upadki. Co do organizacji to oceniam ja bardzo wysoko i sadze że impreza ta ma ogromne szanse rozwoju.
Agnieszka, powiedz nam proszę jakie są Twoje plany na najbliższą przyszłość biegową?
Teraz trochę odpocznę. Chciałbym wyjechać na obóz wysokogórski, lecz to wiąże się z nakładami finansowymi, a z tym jest trudno (szukam sponsora). Na jesień planuje start w MP w półmaratonie w Pile oraz start w maratonie.
Jak widać po statystykach maratonu, w Polsce uprawiają go w większości panowie. Jak zachęciłabyś naszych czytelników, a głównie płeć piękną, do podjęcia wyzwania jakim jest maraton?
Maraton jest czymś magicznym. To czasem ból i zwątpienie, ale to mija. Pozostaje radość i duma z pokonania własnych słabości.
Dziękujemy serdecznie za rozmowę, mamy nadzieję, że podobne sytuacja jak ta w Łodzi będą omijały Cię szerokim łukiem. Powodzenia w przygotowaniach i życzymy kolejnych owocnych startów.