Zdaje się zima dogorywa. Jej ostatnie tchnienie jeszcze odczuwamy, ale wkrótce zrzucimy zimowy bagaż. Pozbędziemy się wielu warstw odzieży, ocieplanych getrów i termoizolacyjnych barchanów. Nim to jednak nastąpi, nim na dobre pół roku zapakujemy je w niższą szufladę szafy oceńmy to, co uprzyjemniało, a może nawet umożliwiało nam bieganie przez ten nieprzyjazny okres, jaki mamy za sobą.
Mówi się, że nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani biegacze. Coś w tym jest, bo gdy tylko mamy za pasem wiosnę, od razu odczuwalne jest, niemal na każdym kroku, zwiększone zainteresowanie bieganiem. To zasługa nieśmiało wynurzającego się zza chmur słońca, czy też wina tego, iż początkujący biegacze bagatelizują wartość nowoczesnej technologii stosowanej w odzieży? Nie ma chyba lepszego sposobu na weryfikację tej tezy, jak poddanie się testom.
Mam za sobą pół roku wytężonej pracy, biegania w przeróżnych warunkach atmosferycznych: śniegu, deszczu, wichurze, plusze i słocie. Nasza polska zima jest przeróżna, coby nie powiedzieć nieprzewidywalna. Nie oznacza to jednak, że biegacz musi obkupić się w pięć czy osiem różnych kompletów treningowych. Nic z tych rzeczy.
Pierwsza warstwa
Konfigurowanie jesienno/zimowego zestawu dla biegacza winno zacząć się od zaczerpnięcia wiedzy u naszej babci, która z pewnością doradzi cebulkowe ubieranie. Co się jednak kryje pod tym zwrotem? Ano nic więcej jak tylko nakładanie na siebie kolejnych warstw cienkich, dobrze przewodzących pot i ciepło ubrań, zamiast jednej, grubej, nadmiernie ciężkiej pojedynczej warstwy, która zamiast odparowywać, ochładza nasze ciało, a tego w zimie nie oczekujemy.
Kolejnym elementem, na który należy zwrócić uwagę przy doborze bielizny jest jej rozciągliwość przy jednoczesnym ścisłym przyleganiu. Pierwsza cecha nie będzie ograniczać nam ruchów, natomiast druga zaoszczędzi piekących otarć. W moich testach wykorzystywałem bieliznę Nike Pro Combat. To seria odzieży termoizolacyjnej przeznaczonej dla tych form aktywności, gdzie podwyższona potliwość i nadmiar ciepła nie są pożądanymi – zwłaszcza w starciu z przenikliwym wiatrem i niską temperaturą. Zapewniając sobie optymalne warunki transferu ciepła i potu ku dalszym warstwom, zapobiegamy pojawieniu się nieprzyjemnego uczucia wychłodzenia. Mało tego, pierwsza warstwa jest przy tym istotna z punktu widzenia termalnego, gdyż oprócz funkcji transportu potu, musi również zapewnić odpowiednią ciepłotę w zimie lub w lecie maksymalne chłodzenie.
W uproszczeniu, według mojego kryterium, testowaną bieliznę można podzielić ze względu na zakres temperatur, w jakich zamierzamy biegać. W sklepach możemy natknąć się na przeróżne oznaczenia towarzyszące takiej odzieży, co jednak one oznaczają:
- Hypercool – dedykowane na sezon latni, wysokie temperatury. Hypercool to swego rodzaju sposób projektowania ubrań sportowych, który zapewnia maksymalne chłodzenie dzięki strategicznie rozmieszczonym panelom chłodzącym.
- Compression Hyperwarm – warstwa kompresyjna ocieplająca/ogrzewająca ciało bez konieczności zwiększania wagi, która zapewnia suchość i komfort w sezonach jesień/zima/początek wiosny.
- Core Compression – o wykorzystaniu neutralnym (siłownia, bieganie, rower – na każdy sezon) – pierwsza warstwa kompresyjna ubioru sportowca z poliestrowej tkaniny w technologii Dri-Fit odprowadzająca wilgoć od skóry na zewnątrz, dająca wygodę użytkowania oraz szeroki zakres wykonywanych ruchów i pełną swobodę ruchu.
- Hyperwarm – warstwa ogrzewająca, pozbawiona włókien kompresyjnych.
Parafrazując słynne powiedzenie “ciału najbliższa koszula”, idźmy tym tropem, starannie dobierzmy bieliznę, a gdy już empirycznie przekonamy się o wyższości bielizny nad zwykłymi bawełnianymi gatkami i t-shirtami, warto zastanowić się, co dalej. W końcu babcia wspominała coś o drugiej i trzeciej warstwie.
Druga warstwa
Umówmy się. Do ubierania się na trening należy podejść bardzo zdroworozsądkowo. W momencie jak wychodzisz pobiegać, powinno być ci chłodno, masz mieć wrażenie, że jest ci za zimno. Już po pierwszym kilometrze temperatura wzrośnie na tyle, że dyskomfort spadnie do granic odczuwania, natomiast po 3 kilometrach całkowicie zniknie. Moje doświadczenia w tym względzie są takie, że w 99% treningów stosuję tylko dwie wartwy, przy czym regulację stosuję tylko na poziomie bielizny. Gdy temperatura znacząco spada poniżej zera wybieram Hyperwarm, na to nakładam Nike Hurricane Vapor Jacket i voilà. Natomiast, gdy jest cieplej tj. w okolicach zera wystarcza mi sam Core Compresion plus wspomniany Hurricane. Nie do końca jednak jestem modelowym przykładem testera, bo podczas jakiejkolwiek aktywności fizycznej wydzielam takie pokłady ciepła, że śnieg wokół mnie ulega autodestrukcji. To oczywiście ciut przerysowane ujęcie działania mego organizmu, jednak ukazuje jak należy dobierać strój.
Po co więc nam trzecia warstwa?
Trzecia warstwa
Ta potrzebna jest tylko dla tych, którym przyjdzie do głowy bieganie w naprawdę trudnych warunkach, a więc deszczu/śniegu lub silnym wietrze. Z reguły warstwa ta wykonana jest z niewiele przepuszczającego materiału popularnie nazywanego ortalionem. Z pewnością nie jest to nieodzowny element w asortymencie biegacza, ale nie bez kozery mówi się, iż nie ma złej pogody, są tylko źle ubrani biegacze, o czym zresztą już wspominałem na początku tego testu. Tym niemniej jeśli chcemy coś osiągnąć, chcemy pobić swoją życiówkę, to nie można baczyć na pogodę. Można ją jedynie przechytrzyć i w jakiś sposób uprzyjemnić sobie trudy treningu. Nowoczesne technologie w pełni nam to umożliwiają. Przenikliwe w teorii zimno już nie istnieje, bo poprzez zastosowane warstwy zostało skutecznie zniwelowane, a to chyba podstawowa rola nowoczesnych ubrań biegacza.