Spis treści
Czy zastanawialiście się kiedyś, dlaczego niektórzy zawodnicy, pomimo całkiem dobrych wyników na krótszych dystansach, nie osiągają adekwatnych rezultatów w maratonie? Czy to tylko kwestia wrodzonego braku predyspozycji wytrzymałościowych, a może jakaś cecha charakteru, która ich ogranicza? Jedno jest pewne – z tego typu problemem boryka się wielu biegaczy, którzy bez wyśrubowanej życiówki na królewskim dystansie czują się po prostu gorsi. Gdzie zatem leży problem? I co z zawodowcami, którzy coraz częściej porzucają średnie dystanse dla maratonu?
Maraton wyznacznikiem sportowej klasy
Przez ostatnie lata popularność maratonu gwałtowanie wzrosła. Ten dystans stał się niejako towarem, po który sięga coraz więcej aktywnych Polaków. Maratony biegają przedstawiciele praktycznie wszystkich grup społecznych i choć łączy ich sportowa pasja, to wyniki skutecznie dzielą. Od dawna biegasz? Biegłeś maraton? Jaki miałeś czas? Tego typu pytania stały się już nieodłącznym elementem nawiązywania sportowych relacji. Dokładnie – czas w maratonie stał się swoistym sacrum, wyznacznikiem sportowego poziomu i ambicji. Na przeciętnym amatorze rezultaty z 5, 10 czy 15 km to tylko cyfry, o których można wspomnieć, ale które nigdy nie będą najbardziej istotne. Doświadczyłem tego osobiście, gdy mówiłem niektórym osobom o swoich rekordach życiowych z 1500 m (3:59) i 3000 m (9:04). Te wyniki (choć dla mnie do dziś najbardziej wartościowe) mało u kogo wywoływały większe poruszenie. Sytuacja się zmieniała, gdy zaczynałem mówić o maratonie (zawsze na końcu o nim wspominałem, bo ówczesna życiówka 3:05 była dla mnie źródłem niemałego wstydu). Wtedy słyszałem słowa uznania i podziwu dla wyniku, który przecież w konfrontacji z pozostałymi wypadał naprawdę blado. A jednak maraton ma w sobie to coś, co powoduje, że jest obiektem największego pożądania.
Banalne błędy doświadczonych debiutantów
I tutaj często pojawia się problem, jak trenować i co robić, by dobre wyniki z krótszych dystansów odbiły się na znakomitym rezultacie w maratonie. Jednym z podstawowych błędów popełnianych przez debiutantów jest fałszywe przekonanie o tym, iż wystarczy wypracować sobie odpowiednie wyniki na dystansach do półmaratonu włącznie, a wtedy sam maraton pójdzie już gładko. W masowe użycie wchodzą wtedy wszechwiedzące kalkulatory, tabelki i przeliczniki, które napełniają optymizmem na dobry rezultat na mecie. W praktyce rzadko się to jednak sprawdza, a wynik bywa źródłem wielkiego rozczarowania. Jak się okazuje, wielu nawet całkiem dobrym zawodnikom zdarza się przeszarżować w debiucie. Znam przypadek zawodnika, który z rekordem życiowym 1:15 w półmaratonie, nie był w stanie nawet 3h złamać i swój pierwszy maraton pokonał w 3:04. Dlaczego? Zaufał bezkrytycznie kalkulatorowi, który ,,kazał’’ mu pobiec na 2:39. Zapytany o to czy robił wcześniej długie wybiegania, odpowiedział, że kilka trzydziestek pobiegł po 4:15min/km. No właśnie, zaledwie kilka tak ważnych treningów, w dodatku w tempie, które różniło się od zakładanego na zawodach aż o 37 sekund. Przewidywane przez niego 2:39 wymagało średniej 3:47min/km – tempa, którego on po prostu nie znał. Z perspektywy czasu można uznać, że rozsądniej by było, gdyby w debiucie założył sobie bardziej realny wynik, np. 2:45 lub po prostu solidniej się do tego biegu przygotował. ,,Ścigacze’’ mają bowiem pewną przypadłość, która objawia się często zbytnią, zakorzenioną w umyśle pewnością siebie, co bywa zgubne w skutkach. Kluczowe w tym przypadku wydaje się więc spokojne budowanie wytrzymałości poprzez wybieganie odpowiedniej ilości kilometrów, najlepiej z końcówkami w tempie startowym zamiast ruszania w maratoński wir z pełnego pędu, spontanicznie i szaleńczo. Taka szarża prawie zawsze skutkuje kryzysem i to jakim! Kolega ostatnie kilometry zamiast po 3:47 min/km pokonywał po… 6min/km!
Objętość kluczem do sukcesu w maratonie
Nie łudźmy się – plany treningowe, które nie przewidują jednego 30-35 km wybiegania w tygodniu raczej nie zbudują wystarczającej wytrzymałości oraz nie nauczą organizmu odpowiedniego reagowania w zetknięciu z początkami najtrudniejszych kilometrów. I choćbyś posiadał niewiadomo jak dobre rezultaty na krótszych dystansach, maraton to zawsze zupełnie inna bajka. I tylko odpowiednia baza wytrzymałościowa będzie w stanie nauczyć cię pokonania całego biegu bez większych strat prędkości na końcówce. W przeciwnym razie męczarnie po zetknięciu ze ścianą będziesz pamiętać baaardzo długo.
Maraton vs średnie dystanse (1:0)
Maraton tym się różni od innych dystansów, że o wiele łatwiej się od niego uzależnić. Dla większości biegaczy już po pierwszym starcie staje się on niczym aromatyczna kawa o poranku. Można bez niego żyć, ale co to za życie bez tej kilkugodzinnej dawki ,,przyjemnego’’ wysiłku. Dodatkową robotę wykonują media wszelakimi kampaniami reklamowymi, kuszeniem bicia kolejnych rekordów frekwencji i budzeniem w człowieku przekonania, że jeśli już się jest biegaczem czy biegaczką, to ten słynny maraton wypada po prostu zaliczyć, by w tym sporcie być kimś. I trochę smutne jest to, że przez taki stan rzeczy gdzieś w cieniu całej tej masy drepczących maratończyków trenują nasi średniodystansowcy, jak np. Mateusz Demczyszak czy Bartosz Nowicki. Dla wielu amatorów biegania to nazwiska zupełnie nic nie mówiące, a co ciekawe wysokie miejsca tych zawodników na Mistrzostwach Europy przegrywają w konfrontacji z sukcesami naszych maratończyków, którzy raz po raz zajmują czołowe lokaty w maratonach mniejszej rangi, na których akurat nie było czarnoskórych zawodników. Tak było chociażby w zeszłym roku, kiedy to Bartosz Nowicki zajął 5. miejsce na Mistrzostwach Europy w biegu na 1500m. Osiągnięcie dla wielu nieznaczące praktycznie nic, choć z punktu widzenia sportowej klasy większe niż wygranie, np. Maratonu Warszawskiego. I takie niestety są obecnie realia, a skutki coraz bardziej opłakane – wielu młodych zawodników, którzy mogliby nieźle namieszać na średnich dystansach ucieka w świat maratonów. W świat, w którym bez względu na wynik czują się docenieni i potrzebni. I jak się tak głębiej zastanowić, to trudno się temu dziwić, bo jakąż to można mieć motywację, gdy na każdych zawodach zajmuje się odległe miejsce? Gdy zaczynałem trenować, miałem kolegę, który legitymował się przyzwoitym czasem na 3000 m – 8:35, czasem, który jednak nie pozwalał mu na osiąganie większych sukcesów. Porzucił ten dystans i zaczął biegać maratony, w granicach 2:30-2:35. Te wyniki w świecie długich dystansów również niewiele znaczą, ale pozwoliły mu na wygranie wielu maratonów mniejszej rangi, dając jednocześnie pewność siebie i prawdziwą radość z biegania. Teraz ma 33 lata i dalej biega, zajmując niezłe lokaty. A gdyby dalej tkwił uparcie w szlifowaniu swoich 3000 m? Być może znajdowałby się już poza światem sportu, sfrustrowany brakiem osiągnięć, podobnie jak setki, jeśli nie tysiące, byłych biegaczy na podobnych dystansach. I tu się właśnie ujawnia prawdziwe piękno amatorskiego biegania maratonów – określenie były biegacz praktycznie tutaj nie istnieje, a zakończenie biegania często pokrywa się z wydarciem swojej ostatniej kartki z kalendarza…
I powracając jeszcze do zawodowców, coraz więcej jest wśród nich zawodników, którzy bieganie na dystansach 1500, 3000 czy 5000 m traktują jedynie jako preludium do rozpoczęcia kariery w maratonie. Nawet słynny Kenenisa Bekele myśli już o maratońskim debiucie i szczerze; nie mogę się tego dnia doczekać. Jednak zawodnicy tego pokroju przeważnie bez problemów pokonują królewski dystans, ponieważ mają solidnie zbudowaną bazę wytrzymałościową – nawet jeśli trenowali pod średnie dystanse, to w tygodniu pokonywali więcej kilometrów niż większość maratończyków – amatorów. Niemniej jednak i w tym przypadku wszystko jest kwestią punktu odniesienia – 2:05 w przypadku Bekele byłoby porażką dla rekordzisty świata na czterech krótszych dystansach.
Bliskie spotkanie już wkrótce
Jak to wszystko będzie dalej przebiegać – pokażą najbliższe lata. Z tego tekstu można wysnuć pewne wnioski, przeanalizować przebieg własnej kariery i przede wszystkim zastanowić się czy twoje starty w maratonie mają sens. Nie wierzę jednak, abym kogokolwiek odwiódł od biegania na dystansie 42,195 km, bo kombinacja tych 5 cyfr to kod do zupełnie innego świata. Dlatego sam, będąc w owym świecie już ponad 11 lat, zachęcam wszystkich do zapamiętania z tego tekstu dwóch najistotniejszych rzeczy; że objętość jest kluczem do sukcesu w maratonie oraz, że oprócz maratonu istnieją jeszcze krótsze dystanse stadionowe, które zawodowo trenuje sporo mniej znanych zawodników, ale robiących to naprawdę z sercem. Pamiętajmy o nich, bo patrząc na obecną tendencję, być może już wkrótce staną z nami na starcie maratonu. I znikną nam szybko z pola widzenia napędzani walką o zwycięstwo na najważniejszym dystansie na świecie.