Spis treści
Wiosenne maratony od zawsze cieszyły się dużym powodzeniem. Z ogromną jednak trwogą myślałem o dalszych losach Maratonu Dębno, gdy pół roku temu ruszyła promocja Orlen Warsaw Maraton. Dwa bardzo bliskie sobie terminy, rywalizujące o maratończyków, chcących spróbować powalczyć o życiówki w wiosennych startach nie wróżyło nic dobrego, w szczególności dla Dębna, które z potęgą warszawskiego sponsora nie może się równać.
Jak się jednak okazało biegowa mapa Polski nie została jeszcze wypełniona po brzegi, nadal istnieją szanse na wsadzenie na nią kilku znaczących punktów, z dużym maratonem włącznie. Mało tego Maraton Dębno ma się na tyle dobrze, że nadal święci rekordy frekwencji i stanowi łakomy kąsek na liście trofeów do zdobycia, ale po kolei…
Maraton Dębno to 40-letnia tradycja. To ogromne doświadczenie, żywiołowość, rozmach i spokój, że wszystko musi pójść dobrze. No i dobrze, bo tak właśnie lubię.
Biegi wchodzące w skład cyklu Korony Maratonów Polskich
Przystępując do próby charakterystyki biegu należałoby się zastanowić, jakie elementy są na tyle znaczące i możliwe do porównania, aby można je było w pewnym momencie zestawić ze sobą, bo nie ukrywam chcę dokonać ich konfrontacji na płaszczyźnie biegów wchodzących w skład Korony Maratonów Polskich, których nota bene TreningBiegacza.pl jest patronem. Pod uwagę brać będę elementy istotne z punktu widzenia biegacza, który w danym biegu startuje, a nie obserwatora zza barierki.
Organizacja
Plusy:
- Biuro zawodów czynne w przeddzień zawodów od 10-22, natomiast w dniu zawodów od 7:00-9:30 – to daje możliwość rejestracji nawet tuż przed startem. Sama rejestracja dzięki dużej ilości stanowisk przebiega bez najmniejszych korków.
- Decentralizacja obiektów wydawała mi się na początku minusem, teraz jednak, gdy o tym myślę, zapobiegła kolejkom w punktach wydawania posiłków regeneracynych oraz pozwoliła na bezproblemową kąpiel po biegu.
- Ogromna ilość punktów odżywczych na trasie biegu, gdzie dostępne były oprócz wody, izotoniki, banany, kostki cukru, czy też gąbki do odświeżania.
- Punkty pomocy fizjoterapeutycznej na trasie biegu – z pewnością niejedna osoba, którą łapały kurcze skorzystała z tego dobrodziejstwa.
- Punkty masażu na mecie.
- Oznaczenie na trasie punktu półmaratonu.
- Depozyt.
- Noclegi na hali.
- Pomoc w rezerwacji dogodnego hotelu.
- Informacja o uzyskanym wyniku wysłana jako wiadomość sms na telefon komórkowy.
Minusy:
- Mała ilość przenośnych toalet w pobliżu startu. Zapewne dla mieszkanców okolicy startu “obszczymurki” to niezbyt miły widok, a i dla samych biegaczy zdecydowany dyskomfort, kiedy za potrzebą trzeba ganiać w krzaki.
- Brak wody do picia na samej mecie — wprawdzie można ją było dostać w budynku – wejście z orlika, jednak kto miał siły na poszukiwania, gdy wbiegł na metę.
- Brak pacemakerów.
- Brak oficjalnej rozgrzewki.
Trasa
Trasa jak trasa, nie sądzę, aby należało ją rozbijać na plusy i minusy. Miasto dysponuje czym dysponuje i po tym biegną wszyscy. Nie będę więc czepiał się nawierzchni, kostki brukowej, na której kilkakrotnie czułem się jakbym się rozpadał i drobnych nierówności, tudzież czasami dziur. Dzięki pętlowemu układowi mamy możliwość kilkukrotnego przebiegnięcia mety, na czym zyskuje nasz stan ducha, a i dla rodzin wypatrujących swoich biegaczy poziom adrenaliny stanowczo wzrasta, nie wspominając o walorach dopingowych takiego rozwiązania. Mankamentem są z pewnością górki, duża liczba podbiegów oraz szalejący na otwartych przestrzeniach wiatr. Z pewnością nie jest to trasa na życiówki (choć mnie się udało), a i osławiona samotność długodystansowca wpisuje się w nią jak ulał, bo niestety z kibicami zagrzewającymi do walki mamy do czynienia tylko w samym Dębnie, na punktach odżywczych oraz przebiegając przez Cychry.
Dodatki
Nie jeżdżę na zawody sportowe w celu dostania kolejnej koszulki, czy masy gratisów. Nie jest to dla mnie wyznacznik. Nie biorę więc tego po uwagę, choć nie powiem organizatorzy stanęli na wysokości zadania i oprócz dobrej jakościowo koszulki (bawełna) otrzymujemy piękny medal, masę materiałów informacyjnych oraz znak minionych czasów tj. proporczyk Maratonu Dębno. Nie sposób nie wspomnieć również o Dyplomie uczestnika, jaki otrzymujemy na mecie. Bez wątpienia stanowi to wartość dodaną, a dla niektórych tak istotną z punktu widzenia kolekcjonerskiego, że bez tego ani rusz. Dla mnie istotnym jednak elementem w takim punkcie jak Dodatki jest coś innego, coś niemierzalnego i czasami w przypadku dużych biegów niedostępnego. Mianowicie życzliwość i zewsząd płynąca pomoc. Kogo by nie zapytać o cokolwiek – odpowiada z uprzejmością, jasno dając do zrozumienia, że to On jest dla biegacza, a nie biegacz dla Niego. Ta symbioza i stan biegowej euforii dostępne są na każdym kroku. Ot choćby tak niesamowicie ważny punkt jak posiłek regeneracyjny. Nie dość, że przygotowany wyśmienicie, to na dodatek wydawany bez umiaru, do syta i to nie tylko samym biegaczom, ale i osobom towarzyszącym biegaczom. Mało tego, każdy na drogę otrzymuje pakiet regeneracyjny z piwkiem, ciastkami, czekoladą, co nie ukrywam wielce mnie ucieszyło w drodze powrotnej. W trzech słowach – Dębno na bogatości.
Imprezy towarzyszące
- Biegi rodzinne (w przeddzień)
- Międzyszkolny Turniej Sportowy “Mali Maratończycy” (w przeddzień)
- Biegi uliczne (w przedzień – zawody)
- Wystawa retrospektywna “Dębnowskie Maratony 1966-2013”.
Trochę prywaty
Start w maratonie to duże przedsięwzięcie logistyczne. Mając na bieg blisko 400km do pokonania należy wszystko zaplanować, niczego nie pozostawiać przypadkowi. W głównej mierze największym problemem jest nocleg i posiłek, który spożywamy tuż przed biegiem. To bardzo często dla wielu niedoświadczonych maratończyków stanowi duży problem, dlatego planowanie, planowanie, planowanie. Na wiele tygodni przed samym biegiem, najlepiej w soboty, które najczęściej dla większości biegaczy służą jako dzień długich wybiegań testuj jedzenie, które z dużym prawdopodobieństwem będziesz mógł zjeść w dniu startu. To samo czyń z jedzeniem, które spożywasz na trasie biegu. Dla jednych mogą to być banany, izotoniki, a dla innych żele energetyczne. Mnie wybitnie z rana przed biegiem służy jajecznica. Od lat mam to wypróbowane i nawet hotel sprawdzam pod kątem dostępności tego posiłku.
Startując w Dębnie wybór hotelu w bezpośrednim sąsiedztwie jest dużym problemem. Kilka tygodni przed startem znalezienie czegoś w promieniu 20 kilometrów stanowi wyzwanie, dlatego z czystym sercem polecam szukanie czegoś w pobliskim Gorzowie. Sam również skorzystałem z oferty Gorzowa (hotel Mieszko) – bardzo dogodny dojazd do Dębna (30 min samochodem), wyśmienite jedzenie i dość wysoki standard (koszt noclegu pokój 2-osobowy 250 zł ze śniadaniem).
Maraton Dębno miał być dla mnie testem końcowym półrocznych przygotowań, ale pierwszym z pięciu do pokonania w tym roku. Póki co na tym etapie forma życiowa i nowa życiówka 3:08:50. Wprawdzie do upragnionych 3 godzin jeszcze sporo brakuje, ale mam ponownie pół roku do newralgicznego startu w Poznaniu, który zakończy tegoroczne zmagania.
Okiem innego biegacza – Grzegorz Kaczmarek
Wrażenia ze startu w 40 Maratonie Dębno:
1) Organizacja (5/5). Bez zarzutu. Chyba najlepiej zorganizowany maraton, w którym biegłem. Oczywiście ciężko porównać organizację biegu na około tysiąc uczestników z taką masówką jak np. Maraton Warszawski. Organizacja biura – perfekt – trzeba zwrócić uwagę na zapewnienie autokarów z Kostrzyna do Dębna, co dla wielu było dużym udogodnieniem (dojazd ze stacji PKP i bazy noclegowej).
2) Trasa (4/5). Mimo kilku pętli trasa była ciekawa i świetnie zabezpieczona. Podobała mi się sceneria, a szczególnie okolice mini elektrowni wodnej we wsi Dargomyśl. Trasa raczej trudna technicznie jak na bieg uliczny. Na pierwszy rzut oka nie widać tych drobnych przewyższeń, ale po 30tce dają się we znaki (zwłaszcza przy braku siły biegowej). I oczywiście kilkusetmetrowy odcinek po bruku powtórzony na trasie 4 razy! Policja wyznaczyła objazdy, kierowała ruchem, aby jak najmniej zakłócić komunikację. Trasa biegu na krytycznych fragmentach była oddzielona taśmami. Jedynym mankamentem był brak oznaczeń kilometrowych (zarejestrowałem oznaczenia pełnych dziesiątek, półmetka i kilka tabliczek z piątką na końcu).
3) Punkty odżywcze (4/5). Bardzo liczne. Nie można narzekać na niedosyt. Woda, napój izotoniczny, herbata, banany, pomarańcze, słodycze i kostki cukru… Jedyne zastrzeżenie do izotonika: już po biegu zorientowałem się, że zaserwowano napój “0 cukru”. Przez niedopatrzenie dostałem kryzysu na 41 kilometrze z niedoboru cukru. Założyłem, że izotoniki będą kaloryczne i dopomogą mi uzupełnić cukry. Jakbym wcześniej wiedział to wziąłbym więcej żeli. Druga wpadka to brak napojów w strefie mety. Zanim doczłapałem się po pakiet regeneracyjny trochę usychałem…
4) Pakiet regeneracyjny i posiłek (5/5). Na stołówce grochóweczka i kiełbaska na ciepło. Ciepła zupa to mus po maratonie, bo nic stałego nie wchodzi… Pakiet MEGA wypas: pomarańcza, 2 jabłka, ciastka “jeżyki”, czekolada gorzka Wedla i 2 piwa Tyskie!! Najgorszy pakiet wspominam w Krakowie – brak zupy i czerstwe drożdżówki, które nie chciały przejść przez gardło.
5) Pamiątki (4/5). Pakiet standardowy. Po jubileuszowym maratonie spodziewałem się koszulki technicznej. Koszulka pamiątkowa z dobrej gatunkowo bawełny z bardzo ładnym wzorem. Wada – krój tylko męski i rozmiary od M wzwyż (żona dostała koszulko-worek). Medal wyjątkowo ładny. Najładniejszy mój medal z maratonu i nie wiem czy nie najładniejszy medal biegowy w mojej kolekcji. Ciekawym klimatem jest “proporczyk” – świadectwo minionej epoki.
Wrażenia: Bardzo fajna impreza i gdyby nie fakt, że w weekend musiałem pokonać ponad tysiąc kilometrów samochodem to rozważyłbym powtórkę. Sportowo wynik przeciętny, poza zasięgiem życiówki, ale pozytywnie. Trasa najcięższa z dotychczasowych startów, do tego pogoda z porywami wiatru i przygrzewającym słonkiem nie pomagały. Katar też nie był pomocnikiem i na 41 kilometrze kryzys braku cukru… Finisz ze skurczem w oba uda, gdy organizm bronił się przed zużyciem ostatnich cząsteczek glikogenu i minerałów…
Czy polecam imprezę? TAK.