Spis treści
Bez wątpienia oszaleliśmy na punkcie biegania. Truchtamy, bo zależy nam na dobrym zdrowiu, bo pragniemy wolności i przestrzeni tylko dla siebie, bo chcemy przełamywać własne słabości, bo cały świat po prostu biega i nie wypada zostać w tyle… Codziennie zastanawiamy się z Wami nad fenomenem tej aktywności fizycznej, zadając sobie wciąż jedno i to samo pytanie: dlaczego bieganie jest takie wyjątkowe?
Nicola Morgan, szkocka pisarka, która zasłynęła, wydając powieść Poniedziałki są czerwone, również próbowała wyjaśnić niezwykłość i osobliwość biegania, które można powiedzieć, że stało się już swego rodzaju świecką religią, powinnością naszej nowoczesnej kultury życia. Morgan stwierdziła, że to prawie jak latanie. To jak stać na najwyższej górze, milion kilometrów od wszystkiego i krzyczeć. Najbielszy krzyk na świecie. Jesteś lekki, jesteś najszybszą rzeczą w kosmosie, jakbyś nic nie ważył. Wysysasz prędkość z Drogi Mlecznej i czujesz, że możesz dotknąć gwiazd.
Bieganie może być więc też niesamowitą inspiracją dla twórców literackich, którzy w swoich książkach wykorzystują ten motyw, by tkać piękne historie o pasji, o wielkich marzeniach, które chociaż na chwilę pozwalają oderwać się od szarej i przytłaczającej codzienności… Zabieramy Was więc do świata książek, w których bohaterowie po prostu biegną dla siebie i dla życia!
Bieganie odmienia naszą rzeczywistość, zmienia percepcję odbierania rzeczywistości. Przekonał się też o tym Haruki Murakami, popularny współczesny japoński pisarz, eseista i tłumacz literatury amerykańskiej, który przyznał, że znacznej części tego, co wiem o pisaniu, dowiedziałem się, biegając każdego dnia. W sposób naturalny pobierałem praktyczne i fizyczne lekcje. Do jakiego wysiłku powinienem się zmusić? Ile odpoczynku mi trzeba, a ile to będzie zbyt wiele? Gdzie się kończy rozsądna konsekwencja, a zaczyna ograniczenie i obsesja? Ile uwagi powinienem poświęcać światu wokół mnie, a jak bardzo powinienem skupić się na własnym wewnętrznym świecie? Do jakiego stopnia powinienem ufać swoim umiejętnościom, a kiedy powinienem w nie powątpiewać. Wiem, że gdybym, rozpoczynając karierę pisarską, nie zaczął biegać na długich dystansach, moje książki byłyby zupełnie inne [1].
Forrest Gump biegnie przez życie…
Podobno Winston Groom zakochał się w bieganiu do tego stopnia, że postanowił swojemu książkowemu bohaterowi zafundować sporą dawkę ruchu. I tak Forrest Gump odbywa bieg niezwykły, który staje się metaforą jego życia. Bo przecież zmuszenie się do największego wysiłku, do jakiego jesteśmy w stanie się zmusić przy wszystkich naszych ograniczeniach, to istota biegania i metafora życia… [2]
Forrest tych ograniczeń miał naprawdę sporo, a jego biegowa przygoda zaczęła się, gdy był jeszcze mały i nosił dziwne szyny na nogach. Gump do osób lubianych raczej nie należał, dlatego zawsze towarzyszyła mu tylko jedna przyjaciółka – Jenny Curran, która w przeciwieństwie do innych rówieśników nie uważała go za idiotę.
Chłopiec mimo tego, że podwórkowe otoczenie nieustannie go szykanowało, nie tracił wiary w lepsze życie. Powtarzał, że cuda mogą zdarzyć się codziennie. I chociaż inni pukali się w czoła, Forrest nie tracił wiary. Koledzy się z niego śmiali, a on nieustannie uciekał, biegał tak szybko, że zostawała za nim tylko czarna chmura pyłu.
Na pewno mi pani nie uwierzy, ale potrafiłem biec jak wicher. Odtąd, zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem. Ten mały ma hopla na punkcie biegania [3]. I na tym bieganiu Forrest zrobił prawdziwą karierę…
Zawsze jak gdzieś szedłem, to biegłem. Ale nie myślałem, że to mnie do czegoś doprowadzi [4]. Jednak doprowadziło i któregoś dnia chłopak przebiegł przez boisko, na którym rozgrywał się mecz futbolu. A to kto do cholery? Forrest Gump, panie trenerze. Tylko miejscowy idiota… [5]
I w taki oto sposób Forrest stał się zawodnikiem drużyny futbolowej, a dzięki niesamowitej i ponadprzeciętnej sprawności fizycznej udało mu się także dostać na studia.
Gump na boisku przemieszczał się z prędkością światła, budząc jednocześnie podziw i zażenowanie. Biegnij! Biegnij ty durna pało! To największy kretyn świata, ale szybki jest [6].
Bieg na wojnę
Forrest biegał tak szybko, że postanowiono wykorzystać jego ponadprzeciętną sprawność fizyczną w armii Stanów Zjednoczonych. Forrest Gump – największy i najszybszy kretyn świata został więc żołnierzem oddelegowanym do Wietnamu.
Zanim jednak wyruszył na misję, musiał swojej oddanej przyjaciółce złożyć obietnicę: Zaczekaj chwilę. Obiecaj mi coś, dobrze? W razie zagrożenia nie udawaj bohatera, tylko uciekaj [7]! Wypadałoby powiedzieć: tylko biegnij!
Bohater książki wziął sobie te słowa do serca i zawsze, gdy pojawiało się zagrożenie, nie zwlekał, tylko pędził przed siebie… Biegłem i biegłem tak, jak kazała mi Jenny. Pobiegłem tak szybko i daleko, że zostałem całkiem sam [8].
I właśnie ta samotność staje się dominantą biegów długodystansowych, bo właśnie w nich jedynym przeciwnikiem, jakiego ma się do pokonania, jesteśmy my sami i to, jacy byliśmy wczoraj… [9]
Gump oprócz tego, że biegał sam, to heroicznie pomagał też innym. Nierzadko wynosił żołnierzy z lasu. To właśnie jemu porucznik Dan zawdzięcza życie.
Bieg Forresta, to walka o życie, to wyścig z czasem, to niezłomna wiara w to, że szybkość i zwinność mogą zdziałać cuda. Tylko idiota nie ucieka [10]! A my dodamy: tylko idiota nie biega!
Świat Gumpa, to rzeczywistość zdeterminowana przez nieustanne poruszanie się, bieganie. Jest to obraz otrzeźwiający i jednocześnie zabawny, filozoficznie zamyślony, ale przede wszystkim odkrywczy dla tych, którzy namiętnie biegają i dla tych, którzy z pasją czytają.
Biegnąc, nic nie robię, tylko biegnę. Zasadniczo biegnę w pustce. Innymi słowy, biegnę po to, żeby osiągnąć pustkę… Ale jak można się spodziewać, w takiej pustce myśli kryją się naturalnie. To oczywiste. W ludzkim umyśle nie może istnieć całkowita pustka. Emocje ludzkie nie są wystarczająco silne ani zintegrowane, żeby dać sobie radę z prawdziwą nicością… [11]
O (z)grozo, oni też biegają!
(…) Chodzi o to, żeby radość, jaką odczuwam na końcu każdego biegu, przetrwała do dnia następnego. Tę samą taktykę stosuję, gdy piszę powieść. Każdego dnia przerywam w miejscu, w którym wiem, że mógłbym pisać dalej [12].
Ciekawe, jaką taktykę pisania stosowali twórcy literatury grozy i powieści sensacyjno – kryminalnych, tacy jak: Stephen King, Harlan Coben czy Dan Brown? Myślicie, że ci właśnie autorzy dzieł takich jak Pod kopułą, Mistyfikacja albo Inferno przed napisaniem książek uprawiali jogging? Wieść gminna niesie, że Coben codziennie rano musi przebiec 5 kilometrów. To właśnie podczas takiej przebieżki pisarz szuka inspiracji, obmyśla fabułę i snuje plany dotyczące wydania książek.
Pewne jest, że w powieściach wymienionych twórców z pewnością natkniemy się na motyw biegania. Bo przecież bohaterowie tego rodzaju literatury nieustannie muszą się przemieszczać. Uciekają, gonią, odbywają walkę z czasem, mierzą się z przeciwnościami losu i biegną, nawet jeśli marzenia stają się fikcją.
Wkrótce znalazła to, czego szukała. Nad jarem, wsparty na olbrzymich głazach, leżał poziomo potężny pień, ciemny, goły, pozieleniały od mchu. Triss podjechała bliżej, chcąc się upewnić, że to rzeczywiście Szlak, a nie przypadkowe drzewo, obalone przez wichurę. Dostrzegła jednak niewyraźną wąską ścieżkę, niknącą wśród lasu. Nie mogła się mylić – to był z pewnością Szlak, otaczająca zamczysko Kaer Morhen najeżona przeszkodami dróżka, na której wiedźmini trenowali szybkość biegu i kontrolę oddechu. Dróżkę nazywano Szlakiem, ale Triss wiedziała, że młodzi wiedźmini mieli dla niej swą własną nazwę: “Mordownia” [13].
Kto wymyślił mordownię? Oczywiście Andrzej Sapkowski, który w swoim cyklu powieściowym Saga o wiedźminie próbuje udowodnić nam, że Coś się kończy, coś zaczyna, jednocześnie wskazując Drogę, z której się nie wraca… Rzec można, drogę, którą się biegnie!
U Sapkowskiego bieganie to synonim katorżniczej pracy, to ciężki trening, to prawdziwa walka o siebie. Bo wiedźmin musiał być szybki, bo od jego biegu zależało tak wiele…
I przy śpiewaniu biegamy…
Tupot biegnących nóg sugerował, że sierżanty Detrytus prowadził najnowszych rekrutów z porannej przebieżki. Vimes słyszał piosenkę, jakiej Detrytus ich nauczył. Nietrudno było odgadnąć, że ułożył ją troll.
Głupią piosenkę śpiewamy!
I przy śpiewaniu biegamy!
Po co śpiew ten, my nie wiemy!
Słowa nie chcą się porządnie rymować!
Straż nocna to oczywiście kolejna część cyklu autorstwa Terry’ego Pratchetta o losach straży miejskiej Ankh-Morpork. Jak widać, strażnicy biegają, ale też i przy tym głupio śpiewają. Tak to już jest w powieściach z gatunku fantasy i science fiction, że słowa właśnie nie chcą porządnie rymować się… Jesteście ciekawi, jak biegają u Pratchetta? Koniecznie przeczytajcie ten cykl o straży!
Bieg w 39 stopniach!
Poznajcie Richarda Hannay, który zaczął biec, uwaga, w 1914 roku, a zatrzymał się dopiero podczas wybuchu II wojny światowej! Główny bohater 39 stopni autorstwa Johna Buchana oprócz tego, że biegnie, ukrywa się również w krzakach. Zdarza mu się również wskoczyć do auta albo po prostu ukraść komuś pojazd… Hannay jeździ też na rowerze, oczywiście nie jest to jego jednoślad, wszak Richard prawdziwym złodziejaszkiem jest!
Wspina się po skałach, głównie jednak koncentruje się na bieganiu, bo jak mawia: trzeba wykorzystać pojemność płuc i siłę nóg! Myślicie, że Hannay przemieszcza się, bo lubi, a może ma jednak jakiś cel?
Okazuje się, że główny bohater Buchana truchta, jak każdy przyzwoity Anglik, biegnie, bo przede wszystkim kocha swoją ojczyznę. Jest ona trochę jednak przez niego idealizowana. Trzeba wiedzieć, że Richard to szkocki reemigrant z kolonii afrykańskich, któremu Anglia jawi się jako ta z książek. Po powrocie przychodzi mu jednak żyć w nudnym, pełnym maklerów i nowinek technicznych oraz sklepów przesyconych luksusowymi towarami kraju. A Richard szuka prawdy, czegoś, co go zaciekawi, zafascynuje i nie będzie związane z konsumpcyjnym stylem życia.
Nie dziwi więc fakt, że główny bohater 39 stopni nie może wysiedzieć w jednym miejscu. Jego zachowanie determinuje silna potrzeba przemieszczania się, dlatego tak bardzo pokochał bieganie. Dotarł więc aż do Afryki, by móc biegać do woli, jednocześnie strzelając do Matabelów i Burów.
Richard przywykł do biegania i strzelania, był w końcu inżynierem górnictwa, dowodził też brytyjskimi wojskami. Nie kryje jednak, że bieganie znacznie lepiej mu wychodzi aniżeli strzelanie.
Historia Hannaya to bez wątpienia najlepszy pomysł Johna Buchana, Szkota, któremu zdrowie oraz rozliczne zajęcia zawodowe uniemożliwiały wyczerpujące treningi. Pisarz powetował to sobie jednak w twórczości, wykorzystał motyw joggingu, nie ograniczając się tylko do przedstawienia postaci Richarda.
Buchan był pisarzem, dzięki któremu czytelnicy mogli wtargnąć za kulisy wydarzeń związanych z wybuchem I wojny światowej. Obnażył rzeczywistość, wykorzystując do tego świetnie skonstruowaną i napisaną powieść groszową, w której główny bohater Richard Hannay zaczyna biec. Nie narzuca sobie jednak ostrego tempa, musi mieć bowiem czas na rozmaite dywagacje. Chce w spokoju zachwycać się szkockim krajobrazem, ale ma też potrzebę przytoczenia anegdotek z tego, co wydarzyło się w Afryce i przy okazji wyśmiać stałych gości londyńskich klubów.
Richard jest bez wątpienia prawdziwym gadułą, ale to natura biegacza wysuwa się w powieści na pierwszy plan! Bohater Buchana odbywa bieg życia, odkrywając siebie na nowo. I udowadnia przy okazji, że bieg w 39 stopniach może być bardzo efektowny, ale i efektywny! Polecamy Wam tę lekturę, szczególnie że lato w tym roku wyjątkowo upalne!
14 minut o bieganiu!
Lubicie podróżować w czasie? To przenieśmy się teraz do Londynu. Mamy rok 2012. Mo Farah odnosi wielkie zwycięstwo na olimpiadzie i zdobywa złoto w biegu na pięć i dziesięć tysięcy metrów. Powody do radości ma również Galen Rupp, któremu udaje się uzyskać srebro, pokonując dziesięć tysięcy metrów. Okazuje się, że tych dwóch mistrzów łączy jeden trener – Alberto Salazar.
I to właśnie on snuje fascynującą i urzekającą opowieść o chudym i nieśmiałym Kubańczyku z Bostonu, który spełnia swoje największe marzenie życia, zostając najlepszym maratończykiem.
Salazar po raz pierwszy otwarcie i szczerze opowiada o burzliwych i trudnych relacjach z ojcem, który służył niegdyś Fidelowi Castro, ale uciekł z ojczyzny, bo nie godził się na nowy porządek. Pisarz dzieli się z czytelnikami wspomnieniami, opisuje swoje początki przygody z bieżnią, gdy jako licealista występował w barwach legendarnego klubu Greater Boston Track.
Salzar wyjawia ponadto, że walczył z pewną obsesją, która dotyczyła treningu, pisze też o dramatycznych, ale jakże wzruszających zwycięstwach w Bostonie, Nowym Jorku i Republice Południowej Afryki. Z łezką w oku wspomina także swoją współpracę z Mo Farah i Galanem Ruppem. Otwarcie pisze o tym, jak przeżycie i doświadczenie własnej śmierci wzmocniło i nauczyło go żyć. Przypomnijmy, że ten zasłużony rekordzista świata w biegach długodystansowych, stoczył prawdziwą batalię, wyścig z czasem o swoje życie. W 2007 roku serce Salazara stanęło bowiem na czternaście minut. Wydarzył się jednak prawdziwy cud i sportowiec powrócił z tamtego świata, a dziesięć dni później zajął się już przygotowaniem swoich podopiecznych do spektakularnych zwycięstw.
14 minut to piękna historia legendarnego trenera i biegacza, z pewnością zasługująca na uwagę!
Zając i żółw – czyli bajkowy maraton życia…
A na koniec przypomnijmy sobie klasyczną bajkę Ezopa Zając i żółw. Morał może być tylko jeden: wytrwałość i cierpliwość prowadzą do zwycięstwa!
Zając pomyślał sobie: „I tak wygram, poczekam na tego nieszczęśnika, żeby zobaczył, jak dobiegam przed nim…” Dzień był gorący i zanim się spostrzegł, zasnął w cieniu drzewa. W tym czasie stary, powolny żółw uparcie posuwając się naprzód, minął drzewo, pod którym niespokojnie chrapał zając… Żółw zwyciężył w zawodach…
Bieganie bezsprzecznie odmienia naszą rzeczywistość, sprawia, że codzienność staje się bardziej barwna i nie jest już tak przytłaczająco jednowymiarowa. Bo na szosach, ulicach i polnych dróżkach, na wsi i w mieście, dosłownie wszędzie można napotkać ludzi, którzy biegną, walczą ze swoimi słabościami, ułomnościami, mierzą się ze sobą i z całym życiem. I tacy są też bohaterowie książek, ale też i ich twórcy, którzy szukają inspiracji. A bieganie może być naprawdę twórcze i owocne! Nie dziwi więc fakt, że tyle tego joggingu w rozmaitych tekstach. Przywołane wyżej przykłady pokazują, że ten popularny sport inspiruje pisarzy do tworzenia, ale też i prowokuje do eksploracji siebie. To właśnie jogging otwiera nas na świat, otwiera na literaturę, w której z pewnością będzie coraz więcej bohaterów – biegaczy, którzy pojawiają się praktycznie w każdym gatunku pisarstwa. Bieganie to bez wątpienia parabola życia.
Pisanie powieści i bieganie pełnego maratonu są bardzo do siebie podobne. Pisarz kieruje się zazwyczaj cichą wewnętrzną motywacją i nie szuka potwierdzenia w tym, co widać na zewnątrz… [14]
Zgodzicie się z tym?
- [1] Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Wydawnictwo Muza 2010.
- [2] Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Wydawnictwo Muza 2010.
- [3] G. Winston, Forrest Gump, Warszawa 2006.
- [4] Ibid.
- [5]Ibid.
- [6] Ibid.
- [7] G. Winston, Forrest Gump, Warszawa 2006.
- [8] Ibid.
- [9] Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Wydawnictwo Muza 2010.
- [10] G. Winston, Forrest Gump, Warszawa 2006.
- [11] Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Wydawnictwo Muza 2010.
- [12] Ibid.
- [13] A. Sapkowski, Saga o wiedźminie, Warszawa 2001.
- [14] Haruki Murakami, O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu, Wydawnictwo Muza 2010.